Fuzja pomysłem na biedę klubów z Jaworzna

W latach 70. w Jaworznie już się sparzyli na sportowym połączeniu Victorii, Górnika, Azotanii i trochę zapomnianego Górnika Sobieski. Teraz stary pomysł wraca.

- To dobre rozwiązanie i nasza propozycja - zachęca Bogusław Wojciechowski, prezes IV-ligowej Victorii Jaworzno. - Nie ma mowy, a już na pewno nie na takich warunkach, jak proponuje Victoria. Oni chcą kasy, a my tej kasy nie mamy - odpowiada Stanisław Białousz, wiceprezes V-ligowego Górnika.

Tadeusz Fudała, były prezes Szczakowianki, a dziś jaworznicki radny i przewodniczący komisji kultury, sportu i turystyki, ostrzega, że wkrótce kluby mogą nie mieć innego wyjścia.

- Miasta nie stać na utrzymywanie pięciu klubów. Rozmawialiśmy o tym podczas ostatniego posiedzenia komisji. Zastanawiamy się, jak wypracować model współpracy. Nie obejdzie się bez spotkania działaczy z władzami miasta. Zobaczymy, co się z tego urodzi - zastanawia się Fudała.

W latach 70. Jaworzno przerabiało już podobny pomysł. - W roku 1974 za namową lokalnych przedsiębiorców i władz miasta połączyły się: Victoria, Górnik, Azotania i Górnik Sobieski - wspomina Białousz, wtedy piłkarz Górnika. - Powstał Górniczy Klub Sportowy Jaworzno, który miał zawojować piłkarską Polskę - przypomina Wojciechowski.

Pomysłowi od początku towarzyszyło wiele kontrowersji. - Najsilniejszym klubem był wtedy Górnik, który grał w III lidze [największy sukces powstałego w 1954 r. klubu - przyp. red.]. Po połączeniu nowy zespół rozgrywał mecze na stadionie przy ulicy Krakowskiej. Inne boiska porosły chwasty, wielu piłkarzy zostało na lodzie, dzieci nie miały gdzie trenować - wylicza Białousz. - Chory układ przetrwał tylko sześć lat. W 1981 roku musieliśmy zacząć wszystko od nowa. Zgłosiliśmy Górnika do A-klasy - dodaje.

Za pomysłem, by wrócić do dawnej idei, stoją głównie działacze 91-letniej Victorii, która przynajmniej od roku balansuje na skraju bankructwa. Wojciechowski już przed sezonem chciał sprzedać miejsce w lidze. Były nawet chętne kluby, ale z Małopolski, a na takie rozwiązanie nie zgadzał się Śląski Związek Piłki Nożnej.

Wiele osób w Jaworznie uważa, że największym problemem Victorii nie jest brak pieniędzy, ale właśnie Wojciechowski.

- Że złodziej, że oszust, że się nachapał - tak, już to wszystko słyszałem. To dlaczego wciąż jestem na wolności? Oskarżają mnie ludzie bez twarzy - twierdzi prezes, który w połączeniu Victorii i Górnika dostrzega dobre strony. - Może wreszcie powstałby zespół, który sprostałby oczekiwaniom kibiców? Nie chcemy przecież, żeby rozpoczęcie współpracy było końcem Victorii czy Górnika. Dalej by istniały, dalej trenowałyby dzieci, dalej kultywowałyby wieloletnie tradycje. Po prostu pracowałyby zgodnie na dobro jednej silnej drużyny - wyjaśnia.

- Jakoś mnie to nie przekonuje. Mamy swoich sponsorów, trenuje u nas masa dzieci. Sami dajemy sobie radę - odpowiada Białousz. - Górnik gra w piątej lidze. Czwarta to już zupełnie inne wyzwania - przekonuje Wojciechowski, który wierzy, że wciąż można znaleźć rozwiązanie zadowalające wszystkich. - W trakcie rundy nie możemy zmienić szyldu, ale już po sezonie jest to możliwe. Mamy jeszcze czas na rozmowy - kończy prezes Victorii, której największym sukcesem była gra w drugiej lidze (czwarte miejsce w sezonie 1964/65).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.