Australian Open: Jelena Dokić show

- Na przyszły tydzień planowałam urlop. Muszę zmienić plany - mówiła Australijka Jelena Dokić, a 15 tys. ludzi na Rod Laver Arena z trudem powstrzymywało łzy

Federer wyzywa Murray'a na pięciosetówkę ?

Niektórzy nie powstrzymali się, po prostu płakali. Ze szczęścia. Po niesamowitej, trwającej trzy godziny bitwie Dokić pokonała 7:5, 5:7, 8:6 Alisę Klejbanową i awansowała do ćwierćfinału. To już trzecia z rzędu rozstawiona tenisistka pokona przez Australijkę (WTA 187). Klejbanowa miała numer 27, wcześniej były Anna Czawetadze (17) i Caroline Wozniacki (11). Tłum szalał. Dokić to jedyna Australijka, która została w turnieju. Pokazała tenis w stylu Lleytona Hewitta, który zawsze miał siłę, i zawsze mu się chciało walczyć do końca. - Ale dziś nie dawałam już rady krzyczeć: "Come on!", goniłam resztkami sił - opowiadała po meczu. W końcówce trzeciego seta trybuny zamarły. Wydawało się, że skręciła kostkę. Ale podniosła się i grała dalej.

Dokić wstaje po upadkach, jest twarda. Nie tylko dlatego, że powstrzymała potężną Rosjankę, która w poprzedniej rundzie pokonała Anę Ivanović. Radzi sobie też z gigantyczną wrzawą medialną. Gazety w Australii prześcigają się w artykułach o jej powrocie. Historie o tym, że w młodości znęcał się nad nią psychicznie ojciec i zmusił ją do zmiany obywatelstwa na serbskie, już się przejadły. Tak samo jak analizy, że w poprzednim sezonie była na 9999. miejscu w rankingu WTA, a teraz wskoczy do setki. Dzień po sensacyjnym zwycięstwie nad Wozniacki brukowiec "Herald Sun" napisał, że Australijka jest rzekomo winna 60 tys. dol. rodzinie zmarłego w zeszłym roku handlarza narkotyków Johna Giannarellego. Według "Heralda" gdy Dokić była w depresji i nie miała środków do życia, Giannarelli zapewnił jej dach nad głową i pieniądze na kurację odchudzającą (miała 15 kg nadwagi). Rodzina przestępcy domaga się teraz zwrotu długu.

W niedzielę spadły kolejne ciosy. Australijska telewizja dodzwoniła się do Belgradu do Damira Dokicia, ojca Jeleny, który przed laty lżył ją publicznie na korcie. Dokić nie widziała go od kilku lat. - Być może wybiorę się do Melbourne - miał powiedzieć Damir. W gazetach cytowano też jego rzekome słowa, że "trzy zwycięstwa to jeszcze nic nie znaczy" oraz "może i uwolniła się ode mnie, ale teraz jest niewolnicą swojego chłopaka". Trudno przewidzieć, co działo się w głowie Jeleny, ale sprawiała wrażenie kobiety, której zarówno na korcie, jak i w życiu nic nie jest już w stanie zaskoczyć. - Przyjeżdża? Jego sprawa. Moja historia z nim się skończyła. Musiałby stać się cud, żeby się zmienił. Mam swoje życie i on nie ma na nie wpływu - stwierdziła. Pytanie o związki z handlarzem narkotyków nie padło. Na koniec dziennikarze życzyli Jelenie "happy Australia Day". W poniedziałek święto narodowe - upamiętnia założenie przez Brytyjczyków pierwszej kolonii w 1788 r. O półfinał Dokić zagra z Dinarą Safiną, która obroniła w niedzielę dwie piłki meczowe, zanim wygrała z Alize Cornet.

Przegrała za to Jelena Janković. Uległa Francuzce Marion Bartoli 1:6, 4:6. - Rywalka dała dzisiaj czadu - przyznała Serbka. Po raz ostatni rozstawiona z jedynką tenisistka odpadła w Melbourne przed ćwierćfinałem w 1997 r., gdy Steffi Graf uległa Amandzie Coetzer z RPA. Janković nie nadążała za piłkami, które Francuzka posyłała po rogach. - Źle przygotowałam się do turnieju, za mało gry w tenisa - tak 23-letnia Serbka odpowiedziała na pytanie o przyczyny klęski. - W styczniu pojechałam tylko na pokazówkę do Hongkongu, ale w końcu w niej nie zagrałam, bo się rozchorowałam. Janković straci prowadzenie w rankingu WTA, jeśli Serena Williams, Jelena Dementiewa lub Safina dotrą w Melbourne do finału.

Z dalekiej podróży wrócił Roger Federer, który przegrywał już 0:2 w setach z 23-letnim Czechem Tomasem Berdychem (ATP 21). W trzeciej partii, przy stanie 3:3 w gemach i 40:15, Berdych zepsuł prosty smecz i wolej. Szwajcar poczuł, że rywal słabnie, i rzucił się w skuteczną pogoń. Wciąż się często mylił, grał nierówno, ale ratował go pewny serwis (20 asów). Skończyło się na 4:6, 6:7, 6:4, 6:4, 6:2. - Przycisnął mnie mocno, ale dzięki Bogu dałem radę. Dobrze jest czasem zagrać pięciosetowy mecz, to ożywia ciało i umysł - mówił Federer, który po raz ostatni odpadł w Szlemie przed półfinałem w 2004 r., gdy w Paryżu pokonał go Gustavo Kuerten.

Jim Courier przeprowadzający na Rod Laver Arena wywiady dla australijskiej telewizji przypomniał Federerowi, że to dopiero jego trzeci mecz w karierze, gdy odrobił stratę dwóch setów i zwyciężył. - Pamiętasz, z kim wygrałeś po raz ostatni w takich okolicznościach? - pytał Courier. Roger nie pamiętał, ale trudno się dziwić. To było cztery lata temu w finale w Miami, gdy pokonał Rafaela Nadala.

Radwański: Nie jestem toksycznym ojcem - czytaj wywiad z trenrem Agnieszki ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.