PŚ w Predazzo. Kwalifikacje przesunięte na piątek

Liczę, że oprócz Małysza do pięćdziesiątki wejdzie cała czwórka - mówił nam wczoraj trener Apoloniusz Tajner. Powinno być to o tyle łatwiejsze, że w Predazzo nie pojawiło się kilku znanych zawodników. W piątek kwalifikacje i pierwszy konkurs

PŚ w Predazzo. Kwalifikacje przesunięte na piątek

Liczę, że oprócz Małysza do pięćdziesiątki wejdzie cała czwórka - mówił nam wczoraj trener Apoloniusz Tajner. Powinno być to o tyle łatwiejsze, że w Predazzo nie pojawiło się kilku znanych zawodników. W piątek kwalifikacje i pierwszy konkurs

Z zaplanowanych na czwartek skoków treningowych i sesji kwalifikacyjnej odbyły się tylko próbne skoki. Powód? Organizatorzy nie przygotowali pomieszczeń dla zawodników na szczycie skoczni. Trenerzy, żeby uniknąć przeziębień, nie zdecydowali się więc posłać skoczków na belkę. Sesja kwalifikacyjna odbędzie się w piątek tuż przed zaplanowanym na godz. 17 konkursem.

Według dyrektora zawodów Waltera Hofera powodem odwołania porannego treningu było "panujące w kontenerach dla zawodników zimno". Trenerzy z Niemiec i Austrii nie bawili się w dyplomację.

"Chaos, bałagan" - to najdelikatniejsze określenia sytuacji, jaką zastali wczoraj rano pod skocznią. - Wszyscy powinniśmy być profesjonalistami - powiedział "Gazecie" Reinhard Hess, trener Niemców. - Takie sytuacje nie mogą się zdarzać, organizatorzy na pewno mogli lepiej przygotować się do zawodów.

W polskiej ekipie panował dobry nastrój mimo nieoczekiwanej zmiany czwartkowego planu. - Liczę, że oprócz Małysza do pięćdziesiątki wejdzie cała czwórka - mówił nam trener Apoloniusz Tajner. Polacy myślą już jednak o kolejnych zawodach - rozpoczynającym się 30 grudnia prestiżowym Turnieju Czterech Skoczni. Wczoraj trener Tajner wczesnym popołudniem omawiał z menedżerem kadry Eddiem Federerem szczegóły zakwaterowania skoczków podczas rozgrywanego w Niemczech i Austrii turnieju.

We wczorajszej pierwszej serii próbnej Polacy skakali jednak słabo. Adam Małysz był dopiero dziewiąty (123 m - o 9,5 metra mniej niż zwycięzca pierwszej serii Austriak Martin Koch). Kolejni nasi zawodnicy byli już bardzo daleko - Tomisław Tajner na 45. miejscu (110,5 m), Wojciech Skupień na 51. (108,5), Robert Mateja na 56. (105), a Łukasz Kruczek na 63. (97,5 m).

Organizatorzy traktują pucharową rywalizację skoczków oraz zaplanowane na styczeń zawody w biegach i kombinacji norweskiej jako próbę generalną przed mistrzostwami świata w narciarstwie klasycznym, które odbędą się w Predazzo w lutym 2003 roku. Na razie nie wypada ona najlepiej. Na dwie godziny przed przełożonymi seriami treningowymi na skoczni wciąż trwały gorączkowe prace. Kilkanaście osób ubijało na zeskoku sztuczny śnieg, którego brakuje na okolicznych stokach. Wyciągi są puste, podobnie jak trybuny pod skocznią, mimo że plakaty reklamujące zmagania skoczków widać na każdym kroku. Na ulicach Predazzo nie widać entuzjazmu obserwowanego podczas konkursów w Niemczech czy w Austrii. Może dlatego, że Włosi mają tylko jednego dobrego skoczka. Roberto Cecon wystartuje w przeciwieństwie do Amerykanów Alana Alborga i Clinta Jonesa, którzy szlifują formę przed Turniejem Czterech Skoczni. Na starcie zabraknie również najlepszego Norwega Tommy'ego Ingebrigtsena (zastąpi go młody Daniel Forfang). Japończycy przysłali liczny zespół, nie ma w nim jednak Masahiko Harady i Kazuyi Yoshioki. We Włoszech po raz pierwszy w tym sezonie pojawił się za to zawodnik z Wielkiej Brytanii - Glynn Pederson. Następca słynnego przed laty (ale głównie za sprawą najsłabszych skoków) Eddiego "Orła" Edwardsa w pierwszym próbnym skoku poszybował na odległość 94 metrów. Słabszy od niego był tylko Rosjanin Aleksander Biełow - 90 m.

Widząc nikłe zainteresowanie kibiców, organizatorzy zrezygnowali nawet z biletów i wstęp na oba konkursy ma być wolny. - Będziemy zadowoleni, jeśli pojawi się tysiąc osób - powiedziano nam w biurze zawodów. I chyba będzie to sukces. Zainteresowanie skoczkami w Val di Fiemme nie jest duże. Właściciel hotelu, w którym mieszkamy, bardziej ekscytował się nowymi monetami euro niż rywalizacją Małysza z Martinem Schmittem i Stefanem Hockem.

Włoski kurort ma chyba pecha do skoków. Ostatni konkurs Pucharu Świata w Predazzo, który odbył się dwa lata temu, znalazł się w kalendarzu FIS wyłącznie dzięki odwołaniu zawodów w Lillehammer. Niewiele brakowało, a zostałby odwołany z powodu strajku skoczków. Zawodnicy reprezentowani przez Schmitta odmówili skakania z powodu silnego bocznego wiatru, który zagrażał ich życiu. Konkurs odbył się z kilkugodzinnym opóźnieniem, gdy podmuchy wiatru osłabły.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.