Hołowczyc: Prawdziwy Dakar właśnie się zaczął

- Widzieliśmy palący się samochód Lavieilla, naszego rywala z poprzednich rajdów, spłonął doszczętnie. Peterehansel i Sainz dachowali, więc wszyscy pomału zaczynają mieć jakieś przygody twierdzi polski kierowca Orlen Teamu.

Prawie dwie godziny straty Hołowczyca na 5. etapie ?

- Prawdziwy Dakar rozpoczął się dzisiaj. I to nie tylko dla nas. Z tego co się zorientowaliśmy, to wielu zawodników miało dziś spore kłopoty. To był zdecydowanie najtrudniejszy z dotychczasowych odcinków. Pierwsza część była bardzo kamienista, dużo jechaliśmy korytami wyschniętych rzek, więc staraliśmy się jechać bez zbędnego ryzyka, osiągając 12.-13. międzyczasy - wyjaśnia kierowca.

- Kłopoty zaczęły się na jakieś 30-40 km przed metą, gdy wjechaliśmy na wydmy. Dziś według organizatora miały być dość łatwe, więc wjeżdżając na nie zdecydowaliśmy się nie spuszczać powietrza, żeby nie tracić cennego czasu. Okazały się trudne i zdradliwe. W pewnym momencie zakopaliśmy się, ale niezbyt mocno. Uruchomiliśmy nasz system hydraulicznych podnośników i gdy samochód był już w górze wystrzelił wąż doprowadzający olej do podnośnika, który pozostał wyciągnięty. Sytuacja zrobiła się dramatyczna, bo nie mogliśmy opuścić samochodu na ziemię. Musiałem po kolei rozbierać cały system hydrauliczny, jednocześnie uważając, żeby nie stracić zbyt dużo płynu, którego obieg jest wspólny ze wspomaganiem kierownicy. Wykręcałem zaworki z jednego miejsca, żeby je wkręcić w inne, tak żeby nie uciekał płyn. Cała ta operacja trwała grubo ponad godzinę i sam nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradziłem. Po raz kolejny zaprocentowało moje doświadczenie jako mechanika. Jean-Marc rzucił mi się na szyję, gdy samochód w końcu opadł na ziemię i mogliśmy ruszyć w stronę mety - opisuje przygody podczas 5. etapu Rajdu.

- No cóż, ponieśliśmy sporą stratę, ale rajd tak naprawdę dopiero się rozpoczął. Widzieliśmy palący się samochód Lavieilla, naszego rywala z poprzednich rajdów, spłonął doszczętnie. Peterehansel i Sainz dachowali, więc wszyscy pomału zaczynają mieć jakieś przygody i pocieszamy się, że nie jesteśmy jedynymi pechowcami. Spadliśmy co prawda o trzy miejsca, ale rajd jest jeszcze bardzo długi - kończy Krzysztof Hołowczyc.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.