Justyna Kowalczyk: Czułam jak Prochazkova mi najeżdża na narty

- Czułam że Alenka Prochazkova najeżdża mi na narty i dogania. Gdybym zwolniła Słowaczka pewnie by mnie wyprzedziła, dlatego poszłam na całość i wylądowałam w rowie. Znalazłem się poza trasą. Pozbierałam, się, ale o pościgu nie było mowy - opowiada o upadku na trasie sprintu Justyna Kowalczyk.

Fatalny upadek Kowaczyk. Strata coraz większa ?

Jestem bardzo rozczarowana, bo wszystko w ćwierćfinale układało się po mojej myśli. Zwykle przegrywam start, a potem muszę się przepychać i gonić rywalki. Tym razem wystrzeliłam jak z procy i prowadziłam. Odjechałam rywalkom, nie doganiały mnie też na podbiegach. W połowie dystansu był jednak zjazd i ostry skręt. Czułam że Alenka Prochazkova najeżdża mi na narty i dogania. Gdybym zwolniła Słowaczka pewnie by mnie wyprzedziła, dlatego poszłam na całość i wylądowałam w rowie. Znalazłem się poza trasą. Pozbierałam, się, ale o pościgu nie było mowy.

Zła jestem strasznie, bo półfinał był na wyciągnięcie ręki. Straciłam sporo sekund. Szkoda, bo było w moich rękach. Gdyby to był zwykły Puchar Świata machnęłabym ręką, ale to jest Tour de Ski. Przez tego pecha może mi zabraknąć sekund do podium.

Nie wierzę w przesądy, nie uważam, że jaki 1 stycznia taki cały rok, bo słyszałam, że też jaka wigilia taki następny rok, a wigilię miałam fantastyczną. Do końca jeszcze dwa starty w tym ten piekielny podbieg w niedzielę. Wszystko się jeszcze może zdarzyć.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.