Djurdjevic dał awans Lechowi!

Lech Poznań w trzeciej rundzie Pucharu UEFA! Poznaniacy wygrali w Rotterdamie z Feyenoordem 1:0 i to wystarczyło im do zajęcia trzeciego miejsca w grupie. Losowanie kolejnych dwóch wiosennych już rund - w piątek.

Zobacz bramki z meczu Lecha na Zczuba.tv ?

- Jak wyjdziemy z grupy Pucharu UEFA, to będzie to mistrzostwo świata - mówił w lipcu "Gazecie" trener Franciszek Smuda. I w środę Lech ten cel osiągnął!

To niebywałe, jak bardzo rozgrywki Pucharu UEFA przestały interesować kibiców z Rotterdamu, odkąd odpadł z nich ich Feyenoord. Znacznie więcej miejsca na łamach holenderskich gazet sportowych zajmował chociażby konflikt Leo Beenhakkera z Antonim Piechniczkiem, opisywany tu szeroko. Beenhakker to były trener i symbol Feyenoordu. Choć może nie idol trenera tej drużyny Gertjana Verbeeka, który nie jest ulubieńcem piłkarzy. - Pozycja Beenhakkera w Polsce jest gorsza od mojej tutaj - zauważył przed meczem.

Pucharowi UEFA rotterdamska prasa poświęcała im jeszcze mniej miejsca, niż polscy dziennikarze Pucharowi Ekstraklasy - "ulubionym" rozgrywkom trenera Franciszka Smudy. Ledwie upchnęła gdzieś wzmiankę o godzinie meczu i przewidywanym składzie Holendrów, w którym zabrakło sporej grupki kontuzjowanych graczy takich jak De Guzman, Tomasson, Landzaat czy zwłaszcza van Bronckhorst. Najlepszych piłkarzy, jakich miał do dyspozycji trener Gertjan Verbeek, wystawił jednak na Lecha. Prawie żadnej młodzieży - Feyenoord z formalnego punktu widzenia potraktował "Kolejorza" i ten mecz poważnie.

A Lech - wiadomo. Dla poznaniaków było to clue rundy i przepustka do wiosennych gier pucharowych, w których polskiej drużyny nie było od pięciu lat, tj. od czasu, gdy Dyskobolia Grodzisk Wlkp. potykała się z Girondins Bordeaux. Lech przyjechał tu w poczuciu życiowej szansy, pełen optymizmu i gotowy zagrać o całą pulę. - Albo rybka, albo ... akwarium - jak mawiał trener Smuda, który od pierwszej minuty wystawił Roberta Lewandowskiego. To zwiastowało ofensywne nastawienie w Rotterdamie, gdzie Lecha nie urządzał nawet remis. A jednobramkowa wygrana urządzała go tak sobie, bowiem wówczas lechici musieli oglądać się na wynik z La Coruni.

Tyle że dwa lata temu w podobnej sytuacji była Wisła Kraków - też kończyła w Rotterdamie fazę grupową i aby awansować musiała wygrać. I tak jak teraz, rozjemcą meczu był Włoch Dondarini. Tyle że Lech poszedł swoją drogą i wygrał.

Na mecz w Rotterdamie akredytowało się aż 47 dziennikarzy z Polski i ... znacznie mniej Holendrów. Przed spotkaniem, w sali konferencyjnej zawisła wielka tablica, na której mogli oni wszyscy typować wynik spotkania (nagrodą był szampan). Co ciekawe, nawet spora część dziennikarzy holenderskich stawiała na wygraną "Kolejorza" i to taką, jakiej on potrzebował - dwubramkową. - Feyenoord ma wkrótce ważniejsze mecze niż ten - argumentowali swój pesymizm.

I faktycznie, Holendrzy nie grali dobrze na początku meczu. Natomiast lechici - tak jak zapowiadali - niezwykle uważnie, ostrożnie, by nie rzecz bojaźliwie czekali na okazje do kontr. Mecz nie miał tempa, bowiem żadna z drużyn nie miała śmiałości szturmować. Lech dwukrotnie spróbował, ale po stratach piłki napastników Roberta Lewandowskiego i słabo grającego Hernana Rengifo holenderscy piłkarze pokazali, jak szybko i skutecznie potrafią kontrować. Peruwiański napastnik Lecha był na De Kuip tak irytujący, jak chyba nigdy w całej rundzie. Gdyby tylko statystował i nie angażował się w akcje, byłoby pół biedy. On jednak tracił ważne piłki.

"Kolejorz" czatował na okazje i takie zaczęły się w końcu nadarzać po stałych fragmentach gry. Rzuty wolne Semira Stilicia - niezwykle groźna broń poznaniaków - tym razem nie raziły Feyenoordu. Skuteczniejsze okazały się rzuty rożne. Po jednym z nich Ivan Djurdjević wbił głową gola, co tak go podnieciło, że krótko potem złapał żółtą kartkę za ostry faul i odtąd musiał bardzo rozważnie bronić dostępu do poznańskiej bramki.

Po golu Lecha zrobiło się na De Kuip bardzo gorąco. Kibice Feyenoordu już kilka razy tej jesieni przerywali mecze swym wtargnięciem na murawę. Tym razem murawę otoczyły watahy wściekłych Holendrów. Otoczyli oni też sektor z 3 tysiącami kibicami Lecha. Zaczęły się wzajemne wyzwiska, wybuchy petard rzucanych przez Feyenoord, gonitwy, gdy grupki Holendrów zaczęły się szamotać, biegać wokół stadionu. Wyglądało to bardzo źle, bo Holendrzy sprawiali wrażenie ludzi, którzy szykują się do zadymy i znów nie zamierzają dopuścić do dokończenia tego meczu.

A on zaczął się bardzo układać po myśli Lecha, który kilka minut po strzeleniu gola chwycił Feyenoord za gardło. Bardzo wysoko ustawioną linię obrony rotterdamczyków przeszyło kilka prostopadlych podań, które wcześniej "Kolejorzowi" nie wychodziły. Lewandowski i Rengifo w znakomitych sytuacjach sam na sam strzelali obok bramki. Pachniało kolejnym golem...

Przez krótko. Pod koniec połowy to Holendrzy bowiem zepchnęli Polaków do obrony, momentami kurczowej. Trener Smuda już wiedział, co ma im powiedzieć w przerwie: - Tak głęboko cofać się nie wolno!

I Lech przez kilka minut przeważał. Powinien rozstrzygnąć losy awansu, gdy Stilić znalazł się sam przed Timmerem. Bośniak tym razem przekombinował. A później Lech znów się cofnął. Jakby perspektywa zbyt odważnego odkrycia się przeraziła poznaniaków. W 58. min Turina obronił strzał w sytuacji sam na sam z Royem Makaayem, w 80. min tylko nieprawdopodobnie długie ręce Chorwata uratowały Lecha po strzale Andre Bahii. Lech nie miał już sił, pod jego bramką śmierdziało golem dla Feyenoordu. Ostatnie minuty mogły dostarczyć palpitacji serca. Rengifo nie wykorzystał sytuacji sam na sam - kopnął prosto w Timmera. A w odpowiedzi Bahia z trzech metrów trafił w Turinę, choć wydawało się, że aż dwóch piłkarzy z Holandii było na spalonym! Lech mógł już tylko utrzymać 1:0, Smuda zaczął robić taktyczne zmiany. I "Kolejorz" dotrwał do końca - przeszedł do historii jako pierwszy polski klub, który awansował z grupy Pucharu UEFA.

Feyenoord Rotterdam - Lech Poznań

Bramki: 0:1 Djurdjević (27. min),

FEYENOORD: Timmer - Tiendalli, Derijck, Bahia Ż, Wattamaleo - Lucius Ż, El Ahmadi (55. Leerdam) - Wijnaldum (65. Janota), Fer (64. Erasmus), Bruins - Makaay

LECH: Turina - Wojtkowiak, Tanevski, Arboleda, Djurdjević Ż - Peszko Ż, Murawski, Stilić (70. Bandrowski), Wilk - Lewandowski (90. Reiss) - Rengifo (90. Kikut).

Sędzia: Paolo Dondarini (Włochy)

Widzów 23 tys. (3 tys. kibiców Lecha)

Relacja Z czuba ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.