Po meczu Vive z Wisłą: Opłaca się inwestować w gwiazdy

Ligowa piłka ręczna rośnie w siłę. Wczorajszy mecz w Kielcach Vive z Wisłą Płock oglądało 4200 widzów. To rekord w historii rozgrywek. Co się stało? Jak magnes działa Bogdan Wenta

Knudsen: Sukcesy przyjdą z Vive ?

- Szacujemy, że moglibyśmy sprzedać ponad 10 tys. biletów - twierdzi Holender Bertus Servaas, prezes Vive. Takiego zainteresowania ligowym spotkaniem nie było w Polsce nigdy. Biletów nie ma już od ponad tygodnia, przedsprzedaż trwała zaledwie kilka godzin, i to mimo że do hali mogącej pomieścić 3100 widzów organizatorzy dostawili dodatkowe trybuny i krzesełka, w sumie ok. 1100 nowych miejsc.

"Bogdan Wenta działa na ludzi jak magnes. Gdzie przyjdzie, to przyciąga" - napisał jeden z kibiców na forum strony internetowej Vive. To właśnie osoba szkoleniowca wydaje się główną przyczyną szaleństwa, jakie ogarnęło region świętokrzyski. Rok temu "święta wojna", jak określa się od lat pojedynki kielecko-płockie, nie zgromadziła kompletu widzów.

Sam Wenta podkreśla rolę fanów. - Chciałbym, by byli naszym ósmym zawodnikiem. Z każdym spotkaniem widzę, że przychodzi coraz więcej ludzi. To bardzo cieszy - mówi.

Ale już nie tylko Wenta może przyciągać fanów. W ubiegłym tygodniu Vive sfinalizowało transfer, o którym polskim działaczom w ostatnich dekadach nawet się nie śniło. Kielecki zespół wzmocnił reprezentant Danii występujący dotąd w czołowym klubie 2. Bundesligi TV Emsdetten, 26-letni rozgrywający Henrik Knudsen. Wprawdzie to nie pierwszy Duńczyk w polskiej lidze, bo przed sezonem do Wisły Płock przeszedł ze Słowenii bramkarz Morten Seier, ale po raz pierwszy piłkarz ręczny przechodzi z ligi niemieckiej do polskiej, a nie odwrotnie. I to nie z podrzędnej drużyny, bo poziom klubów 2. Bundesligi można porównać do czołówki naszej ekstraklasy. Knudsen jest w szerokim składzie reprezentacji Danii na styczniowe mistrzostwa świata w Chorwacji, a Duńczycy to aktualni mistrzowie Europy.

Nowy nabytek Vive nie ukrywa, że o przejściu zdecydowała osoba Wenty. - Propozycja z Kielc była interesująca i intrygująca, dająca mnóstwo możliwości rozwoju. Przecież Vive jest teraz najmocniejszym klubem w Polsce i ma świetnego trenera - twierdzi Knudsen, który odrzucił propozycję kilku czołowych niemieckich klubów, m.in. uczestnika Ligi Mistrzów HSV Hamburg. Do Polski przyleciał w ostatni czwartek, wczoraj kieleccy kibice zgotowali mu owacyjne przywitanie.

Mocarstwowej polityki Vive szybko pozazdrościł główny rywal w walce o mistrzostwo Polski - Wisła Płock. Tydzień temu ze stanowiska trenera zwolniono Bogdana Kowalczyka i zatrudniono. Duńczyka Fleminga Olivera Jansena. - To nasza odpowiedź na wszystko to, co dzieje się w Kielcach - mówi Łukasz Szczucki, były zawodnik, a od kilku dni nowy dyrektor sportowy w Wiśle. Nie ukrywa celów klubu. - Chcemy drużyny, która będzie liczyć się w Europie. Potrzebujemy zatem trenera nowoczesnego, mającego pojęcie o europejskim stylu gry - mówi. I zapowiada, że w ciągu trzech lat płocki zespół ma zamiar zawojować Ligą Mistrzów.

- Najważniejsze, że kluby sprowadzają stranieri po to, by odgrywali czołowe role, a nie byli uzupełnieniem - podkreśla Bogdan Wenta. To dopiero może być początek, bo zapowiada się też seria powrotów polskich graczy będących gwiazdami na Zachodzie. O Mariusza Jurasika, któremu kończy się kontrakt w niemieckim Rhein Neckar Löwen, starają i Vive, i Wisła - kluby, w których już grał. - Jeśli miałbym wybierać między dobrymi ofertami z Hiszpanii, Niemiec oraz Polski, to wolałbym wrócić do naszego kraju. Na razie niczego nie mogę wykluczyć, ale nie zostanę w Löwen - twierdzi Jurasik, wybrany przed tygodniem do "siódemki" 90-lecia polskiej piłki ręcznej. Być może na taki krok zdecyduje się też inna gwiazda wicemistrzów świata, Marcin Lijewski z HSV Hamburg.

- Nasza liga robi się coraz mocniejsza. Widać to na każdym kroku. Ludzie zakochali się w szczypiorniaku - mówi jeden z najsłynniejszych polskich trenerów Edward Strząbała. Od niedawna pracuje w Olsztynie, gdzie na miejscowy Traveland Społem z meczu na mecz przychodzi coraz więcej kibiców.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.