Fabiański: Po meczu mam szramę i ślad po trzech korkach rywala

- Jak wskoczę do bramki Arsenalu, będę miał świadomość, że nie bronię do pierwszego błędu tylko dłużej - mówi Łukasz Fabiański. We wtorek jego klub odpadł z Pucharu Ligi po porażce 0:2 z drugoligowym Burnley

Zobacz jak Fabiański puszczał gole na Zczuba.tv ?

- Sami jesteśmy sobie winni. Po pierwszej połowie powinniśmy prowadzić 4:0. Mieliśmy cztery sytuacje sam na sam, z których chociaż dwie trzeba było wykorzystać. Szybko stracona bramka nie podłamała nas. Zabrakło skuteczności - mówi 23-letni bramkarz.

Przy pierwszym golu Fabiański wpadł w 18-letniego obrońcę Paula Rodgersa i napastnika Burnley Martina Patersona. Do odbitej przez Polaka piłki dopadł Kevin McDonald i wpakował ją do bramki. - Nie miałem innego wyjścia. W pierwszej fazie tej akcji Paul dobrze pilnował napastnika, ale później ten go wyprzedził. Wiedziałem, że jeśli się nie ruszę, napastnikowi wystarczy dołożyć nogę. Doskoczyłem do piłki pierwszy, a dowodem jest szrama i ślad po trzech korkach napastnika, który nie zdążył do piłki i trafił mnie w plecy. Gdybym został na linii też byśmy przegrywali - tłumaczy Fabiański.

Przy drugim golu najpierw piłki nie zdołał wybić Mikael Silvestre, a później pomylił się Henri Lansbury. - Zły jestem na tego gola. Nagle po wyrzucie z autu rywal znalazł się przede mną. Strzelił jak Kuba Błaszczykowski z Czechami zewnętrzną częścią stopy. Obrońcy mogli wcześniej wybić piłkę. Oba gole strzelił McDonald? Ja i tak do fast foodów chodzę rzadko i wyłącznie w wakacje - mówi Polak.

Mimo odpadnięcia z Pucharu Ligi następny mecz Fabiański może zagrać już za tydzień. - Zapewniliśmy już sobie awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Dlatego liczę na występ z Porto. Na razie jednak w ogóle o tym nie rozmawialiśmy. Następne szanse dostanę pewnie na początku roku, w Pucharze Anglii - mówi Fabiański.

Man City daje 150 mln euro za Casillasa ?

Na grę w Premier League Polak większych szans nie ma. Numerem jeden mimo błędów i słabych wyników ciągle jest Manuel Almunia. - Po kilku gorszych meczach miałem nadzieję na zmianę w bramce. Nie doszło do niej i... bardzo cenię za to Arsene'a Wengera. On nie kasuje ludzi, po jednym, dwóch albo trzech błędach, tylko daje grać dalej. Jak wskoczę do bramki, będę miał świadomość, że nie bronię do pierwszego błędu tylko dłużej - kończy reprezentant Polski

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.