Po-ligon. Mecz meczowi równy

Czym się różni ekstraklasa od pierwszej ligi? Na stadionach w Łodzi niczym. Ale ŁKS zarabia w ekstraklasie miliony, Widzew w pierwszej lidze - grosze.

Murawski i Smolarek nie zagrają z Irlandią ?

Kto pozwolił sobie na nieprzyzwoicie nadmierne zaspokojenie futbolowych żądz i w piątek wybrał się na mecz Widzew - Motor Lublin (1:0), a nazajutrz zjawił się na spotkaniu ŁKS - Ruch Chorzów (0:1), przekonał się, że o ile nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki, o tyle zobaczyć dwa razy ten sam mecz - można jak najbardziej. Na Widzewie doszedłem do wniosku, że nie sposób być świadkiem gorszej gry. Ale w sobotę na ŁKS przekonałem się, że można obejrzeć mecz tak samo beznadziejny.

Trenerzy drużyn biorących udział w obu antywidowiskach przyznawali, że ich piłkarze "może nie imponowali formą, ale przecież były przynajmniej emocje". Zapomnieli tylko dodać, że były to emocje wywoływane głównie fatalnymi, a nie dobrymi zagraniami. Kibice istotnie przeżyli wiele - tyle że dużo częściej byli poirytowani niż zachwyceni.

Jak na dłoni na dwóch boiskach widać było wszystkie grzechy polskiej ligowej piłki:

- brak rytmu i akcji składających się z więcej niż trzech celnych podań;

- olbrzymia liczba prostych, niewymuszonych błędów, czyli niedokładnych podań i strat

- fatalne wyszkolenie techniczne zawodników. Wielu z nich wypadłoby dużo lepiej, gdyby mecze futbolowe odbywały się bez piłki.

Większość akcji rozpoczynających się na połowie drużyny atakującej wyglądała tak: boczny obrońca bądź defensywny pomocnik odbierał piłkę rywalowi, podawał na środek do stopera, a ten kopał jak rugbista - wysoko i daleko. Piłka spadała 30-40 m przed bramką po przeciwnej stronie boiska. Tam, jeśli dopadli jej przeciwnicy, sytuacja się odwracała. Jeżeli zaś - czasami naprawdę tak się zdarzało - szybszy był "nasz", atak trwał. Do najbliższego niecelnego podania, nieudanego dryblingu lub - to zdecydowanie najrzadziej - strzału.

Potwierdzeniem tezy, że zespoły środka i dołu tabeli ekstraklasy kulturą gry przypominają ekipy z całej pierwszej ligi (Motor jest w niej przedostatni!), niech będzie to, że w obu meczach lepsze wrażenie sprawiali goście. W przypadku rywali o zbliżonych potencjałach to wcale nie zawsze jest wyłączną zasługą gości, że lepiej organizują się na boisku i ich gra wygląda lepiej dla kibica z trybun. To raczej wynik tego, że nieporadni gospodarze nie mają pomysłów i metod ich realizacji, w związku z czym przyjezdni z reguły bez problemu się bronią i wyprowadzają kontry. Takiej gry nauczyć najłatwiej, bo to podstawa polskiego futbolowego abecadła.

Kto występuje w ekstraklasie - piłkarsko nierzadko nie jest lepszy od pierwszoligowca, ale za to można powiedzieć, że złapał Pana Boga za nogi. Sezon 2008/09 najwyższa polska klasa rozgrywkowa rozpoczynała z obiecanymi funduszami za transmisje telewizyjne... 4 tysiące razy większymi niż pierwsza liga. Po trwających właśnie negocjacjach te proporcje mają się zmniejszyć do 40 na korzyść ekstraklasy, której Canal+ płaci ok. 120 mln zł rocznie, podczas gdy TVP na razie przekazuje pierwszej lidze... 30 tys. zł, a od rundy wiosennej stawka ma wzrosnąć do 3 mln zł. Obie ligi nie mają na razie sponsorów, obie mogą dodatkowo liczyć na niewielkie dochody z tytułu umów z firmami bukmacherskimi (ekstraklasa - 0,5 mln zł za sezon, pierwsza liga - 250 tys. zł. I te stawki mają być renegocjowane). Najgorszy klub ekstraklasy może więc liczyć na co najmniej 5 mln zł dotacji w sezonie, w przypadku pierwszoligowca z dołu tabeli będzie to... kilkanaście tysięcy złotych

Jest jeszcze jedna różnica, ale prawie jej... nie ma. Globalnie mecze ekstraklasy ogląda trzy razy więcej widzów, ale jeśli wziąć pod uwagę tych najsłabszych (piłkarsko i frekwencyjnie), różnice w przeciętnych liczbach kibiców są niemal niezauważalne. Mało tego, są w pierwszej lidze kluby (Korona Kielce, Widzew, Zagłębie Lubin), na których stadiony przychodzi dużo więcej ludzi niż na najmniej popularne mecze w ekstraklasie.

*Piast gra "u siebie" w Wodzisławiu, Dolcan w Nowym Dworze Mazowieckim. W przypadku drużyn występujących w roli gospodarzy w swoich miastach w ekstraklasie najgorszy jest PGE GKS Bełchatów (3,07 tys. na mecz), w pierwszej lidze - Kmita Zabierzów (450).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.