Półfinał Masters w sobotę o godz. 8 rano czasu polskiego, relacja na Sport.pl i w Polsacie Sport.
Polski debel walczy z najlepszą parą świata ?
Mariusz Fyrstenberg: - Ten decydujący mecz grupowy zaczęliśmy bardzo dobrze, wszystko funkcjonowało jak należy, ale nagle w drugim secie zacząłem psuć serwis. Zrobiło się nerwowo, bo Bjorkman i Ullyett się rozluźnili, zaczęli dobrze returnować. Na szczęście nie straciliśmy konsekwencji i walczyliśmy do końca. Cały czas dobrze wychodziły nam akcje przy siatce, z czego cieszymy się szczególnie, bo woleje to zawsze była nasza pięta achillesowa. W super tiebreaku [rozgrywany od dwóch lat zamiast trzeciego seta na małe punkty do 10], zdecydowało kilka długich wymian, które udało nam się wygrać. Cała sztuka polega na tym, żeby zwyciężyć w tych kilku kluczowych piłkach.
- Moim zdaniem za Madrytem. Kilka tygodni temu wygraliśmy tam turniej z Serii Masters. Wygrana całej imprezy, w której grała właściwie cała czołówka, te same pary, co tu, to jednak większy sukces.
- Daję mu trzecie miejsce. Wtedy mieliśmy jednak dużo szczęścia, nie graliśmy tak rewelacyjnie i chyba nie mieliśmy jeszcze potencjału na taki wynik. Teraz czujemy się mocni i potwierdzamy to na korcie. Takie zwycięstwa lepiej smakują.
- Jonas skończył tym meczem karierę. Cieszymy się, że to my byliśmy tymi ostatnimi, którzy go pokonali. Ale to był także wielki zaszczyt, Jonas był wspaniałym tenisistą i człowiekiem. Po meczu przemawiał na korcie centralnym, a gdy puszczali film o jego karierze, Szwed się popłakał. Dostał 10-minutową owację na stojąco. W przemowie zażartował, że zachowaliśmy się bardzo niegrzecznie nie pozwalając mu wygrać na zakończenie kariery. Ale dodał też, że pewnie zapamięta nas do końca życia.
- Chcemy wygrać cały turniej. O finał gramy z amerykańskimi braćmi Bryanami, najlepszą parą świata. Faworytami nie jesteśmy, ale niedawno pokonaliśmy ich po raz pierwszy w karierze w drodze po tytuł w Madrycie. W Szanghaju jest identyczna nawierzchnia, więc czemu nie pokusić się o powtórkę. Z drugiej strony, nie wolno ich lekceważyć. Świetnie grają na dużych imprezach, a na Masters bronią tytułu, choć teraz w grupie raz powinęła im się noga..
- Mike znacznie lepiej od Boba returnuje. Bob ma "dziurę" na bekhendzie. To zagranie sprawie mu wiele problemów, więc trzeba mu dużo serwować na bekhend. Bob zazwyczaj zostaje z tyłu kortu, rzadko idzie na siatkę. Ale za to lepiej serwuje, więc trzeba też atakować podanie Mike'a. Uzupełniają się, ale mają słabsze strony. Na pewno musimy zagrać na 100 proc.
- Zasłużenie. Grają tenis totalny, bardzo fizyczny, oparty na sile i szybkości. To nie jest taka klasyczna para deblowa, która gra bardzo techniczne, stosuje różne warianty i strategie. Oni mało kombinują, po prostu prą do przodu jak walec. Podoba nam się taki styl i właściwie staramy się go naśladować. Ale Bryanowie to też instytucja, są najbardziej medialną parą, mają wielki sztab ludzi, rozbudowany marketing.
- W naszym tenisie nastąpiła jakościowa zmiana. Wreszcie ogrywany najlepsze pary na świecie, a nie tylko tych, którzy byli za ich plecami.
- Nie ukrywamy, że to jest nasz cel, chcemy być najlepszym deblem świata. Planujemy to już od dwóch lat. Mam nadzieję, że te ostatnie tygodnie to początek nowej ery.
- W deblu nic nie przychodzi łatwo i szybko. Wtedy płaciliśmy frycowe, ale to normalne. Każda para, zanim coś ugrała, musiała mieć taki pierwszy występ, gdzie dostawała lanie.
- Znamy się ze wszystkimi, bo mieszkamy w jednym hotelu i widujemy się w szatni. Po naszym meczu spotkaliśmy Federera, przybiliśmy z nim piątkę. Pogratulował nam awansu, a my życzyliśmy mu powodzenia w spotkaniu z Murrayem.
- To jest zawodowy tenis, o to m.in. chodzi w tym sporcie. Ale nie stawiamy tego na pierwszym miejscu w dyskusjach i planach. Chcemy dobrze grać, a reszta przyjdzie sama.
- Zależy nam na tym. Jesteśmy już w Polsce trochę rozpoznawalni. Można to jakoś wykorzystać. Chcielibyśmy zmontować porządny sztab ludzi, żeby grać jeszcze lepiej, ale to wszystko kosztuje. Nie stać nas np. na trenera na stałe, który jeździłby na wszystkie turnieje.
- Potrenujemy około południa, zjemy obiad, nie przewidujemy niczego specjalnego.