Hokejowy talent: muszę stąd uciekać!

Gdy w 1992 roku we francuskim Albertville polscy hokeiści po raz ostatni grali na igrzyskach, on miał raptem trzy latka. - Nie pamiętam nic, ale mam nadzieję, że w przyszłości sam zapracuję na olimpijskie wspomnienia - mówi Paweł Dronia, obrońca sosnowieckiego Zagłębia.

Wojciech Todur: Jak myślisz, co dałby polskiemu hokejowi awans na igrzyska olimpijskie?

Paweł Dronia: Myślę, że dostalibyśmy potężnego kopa na kilka dobrych lat. Dyscyplina zaczęłaby się rozwijać, zainteresowałyby się nami media, sponsorzy. Taki sukces jest nam bardzo potrzebny.

Tymczasem porażka w Sanoku sprawiła, że kolejne czterolecie możemy spisać na straty

- No, niestety. Pechowy początek meczu z Japonią [po pierwszej tercji Polacy przegrywali 0:3 - przyp. red.] przesądził o tym, że o igrzyskach w Vancouver możemy zapomnieć. Ale przed nami jeszcze jedna szansa na poprawę wizerunku naszej dyscypliny. Wiosną będziemy bić się w Toruniu o awans do światowej elity.

Zdajesz sobie sprawę, że poziom polskiego hokeja jest dziś taki, że igrzyska już zawsze możesz oglądać w telewizji?

- Coś w tym jest, ale ja mam dopiero 19 lat i mam nadzieję, że przede mną jeszcze kilka szans, by jednak spełnić swoje marzenie. Gdybym urodził się jedno pokolenie wcześniej, teraz nie miałbym takich wątpliwości.

Specjaliści powtarzają, że jesteś najbardziej utalentowanym młodym polskim hokeistą. Masz już pomysł, co zrobić z tym talentem?

- Czuję, że jestem na dobrej drodze. Pracuję nad sobą. Zostaję po treningach, ćwiczę indywidualnie. Myślę jednak, że jeżeli nie zmienię polskiej ligi na silniejszą, to się zatrzymam. Niestety, ale muszę stąd uciekać. Już przed tym sezonem chciałem wyjechać, a już przed następnym to myślę, że nikt mnie nie zatrzyma. Chciałbym grać w lidze niemieckiej - profesjonalne zespoły, wysoki poziom. Adam Borzęcki [reprezentant Polski i zawodnik EC Bad Tolz - przyp. red.] bardzo mi ją zachwala.

Jest szansa, by taką ostoją profesjonalizmu stała się w polskich realiach nasza reprezentacja?

- Zdecydowanie tak! Jestem pełen podziwu dla organizacji ostatniego zgrupowania kadry.

Nawet najmniejsze szczegóły były dopracowane. Chociażby sucha szatnia, czyli miejsce, gdzie możemy zostawić ubrania przed wejściem do właściwej szatni. Niby nic, a jakość pracy zdecydowanie wyższa. Bardzo ciekawy był też sam trening i jego otoczka. Zajęcia przed, po treningu - rozciąganie, bieganie, pompki, brzuszki - tego wcześniej nie było.

Peter Ekroth, szwedzki selekcjoner kadry, tak jak i Ty był obrońcą. Miał dla Ciebie jakieś specjalne wskazówki?

- Powiem tylko tyle, że świetnie się rozumiemy. Na tej współpracy zyskam nie tylko ja, ale i cały polski hokej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.