Ze Stadionu Ludowego zniknie siedziba szewca Kilińskiego

Fala remontów, która targa stadionem Zagłębia, nie oszczędzi też historycznej siedziby klubu. Nie ma już dachu nad ulubionym siedziskiem Edwarda Gierka

Sosnowieccy kibice, którzy wybrali się na sobotni mecz z GKS-em Tychy, przecierali oczy ze zdumienia. - Gdzie jest dach?! - pokazywali palcami w kierunku trybuny, którą do niedawna szumnie nazywano krytą. Po roku 1956, gdy Stadion Ludowy oddawano do użytku, pod dachem było raptem kilkadziesiąt miejsc. - Siedzisk było tak mało, że kibice złośliwie mówili, że to nie jest trybuna kryta, tylko rządowa - wspomina 85-letni dziś Franciszek Wszołek, prezes klubu, którego w 1962 roku namaścił do tej roli sam Gierek. Partyjny dygnitarz był wielkim kibicem Zagłębia. Gierek miał na Ludowym miejsce, którego nie ważył się nikt zająć. - Siedział w pierwszym rzędzie, ale skromnie, bo z samego brzegu po lewej stronie. Siedzisko nie różniło się niczym od innych. Gierek nie chciał nawet koca, żeby było mu bardziej miękko. W sprawach wygody to był asceta. Nie chciał, by ludzie wypominali mu luksusy - dodaje Wszołek.

Gierek był wówczas pierwszym sekretarzem KW PZPR w województwie katowickim. Gdy jego partyjni koledzy zorientowali się, jak ważne jest dla niego Zagłębie, sami zaczęli przyjeżdżać na mecze do Sosnowca. - To wtedy trybunę zaczęto nazywać rządową. Trzy pierwsze rzędy zawsze czekały na gości z Warszawy. Często przyjeżdżali do nas ministrowie - zdarzało się, że i odpowiedzialny za górnictwo Jan Mitręga. Prawie na każdym meczu był Włodzimierz Janiurek [ambasador w Czechosłowacji, a w latach 70. rzecznik prasowy rządu - przyp. red.], byli też dyrektorzy sosnowieckich kopalń. W przerwie chowali się na zapleczu, gdzie czekały na nich gorąca kawa, herbata i ciastka - mówi Wszołek.

Starego dachu już nie ma. Nowa konstrukcja ma powstać do końca roku, znajdzie pod nią schronienie tysiąc osób. - Dach oprze się na czterech filarach. Będzie znacznie wyższy, bo znajdzie się nad dzisiejszą budką spikera - tłumaczy Leszek Baczyński. Dyrektor stadionu wylicza kolejne czekające obiekt remonty: przebudowa kas, bramy wjazdowej (z nowym napisem Zagłębie), wymiana kanalizacji, ocieplenie budynku klubowego, budowa nowego pawilonu socjalnego.

Niestety, zniknie też historyczna siedziba Zagłębia przy ul. Kresowej. Niewielki budynek, w którym ma dziś siedzibę drukarnia i kilka mniejszych firm, znajduje się tuż przy drodze prowadzącej na stadion. Mury trzeba będzie wyburzyć, ponieważ zmieni się położenie boisk treningowych.

- Przed laty to było bardzo ważne miejsce. Budynek niewiele się zmienił przez ostatnie pół wieku. Po wejściu po prawej stronie znajdował się pokój trenera, a po lewej - masażysty. Na parterze były też nasze szatnie i prysznice. Na początku lat 60., gdy Zagłębie stało się klubem górniczym, znalazły się także pieniądze na mały basen do odnowy biologicznej. Na piętrze swój pokoik miał szewc. Korki do kolarskich butów - tak było taniej - nabijał nam pan Kiliński - śmieje się 66-letni Andrzej Gaik, przed laty piłkarz Zagłębia, który zasłynął z tego, że latach 60. grał w piłkę w Australii.

- U góry był też mały hotelik. Spaliśmy tam przed ważnymi spotkaniami. Czasami zgrupowania trwały i trzy dni. Tam toczyło się życie. To tam świętowaliśmy wygrane i martwiliśmy się po porażkach Na Ludowy chodziło się tylko na mecze i treningi. Na stadion prowadził wykafelkowany tunel. Żartowaliśmy, że prowadzają nas tam jak konie - mówi Gaik. - Obiekt służył nam jeszcze w latach 70. Potem popadł w ruinę i w końcu zamknął go sanepid, a piłkarze i sekretariat klubu na dobre przenieśli się wtedy na Ludowy - przypomina Baczyński.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.