Liga hiszpańska. Derbowy horror jak zwykle dla Realu

Sędzia robił, co mógł, by Atletico Madryt nie przegrało derbów z Realem. Ale w 96. min musiał podyktować karnego dla ?Królewskich?, którzy zwyciężyli 2:1

Czekające na derbowy triumf dziewięć lat Atletico traciło gole w pierwszych i ostatnich 30 sekundach gry. Kiedy w 90. min Simao Sabrosa zdobył z wolnego wyrównującą bramkę, zdawało się, że cud się jednak zdarzy. Mimo słabej gry gospodarze, którzy przegrywali tylko 0:1 dzięki błędom arbitra, doprowadzili do remisu. Piłka wpadła do bramki Ikera Casillasa, a realizator hiszpańskiej telewizji pokazał zbliżenie na bramkarza Realu - przy strzale Portugalczyka kandydat do Złotej Piłki nawet nie drgnął.

Sędzia Clos Gomez musiał jednak doliczyć aż sześć minut. Wcześniej przerwał mecz na tak długo, bo sam doznał kontuzji. To nie było jednak jego największe nieszczęście tego wieczoru. Prowadził derby katastrofalnie. - Gdyby nie on, wygralibyśmy 5:1 - powiedział Bernd Schuster i wyjątkowo trener "Królewskich" przesadził niewiele. Real prowadził po golu Ruuda Van Nistelrooya już w 30. sekundzie. Po klęsce w Barcelonie (1:6) szkoleniowiec Atletico Javier Aguirre zmienił Gregory'ego Coupeta na Leo Franco, ale i Argentyńczyk się nie popisał, puszczając piłkę uderzoną w krótki róg.

Holender zdobył też drugą bramkę, ale sędzia się pomylił, uznając, że ze spalonego. Za chwilę anulował gola Raula, choć kapitan "Królewskich" też na spalonym nie był. Wreszcie podyktował wolnego dla Realu, przerywając akcję, gdy jeden z napastników gości wybiegł sam na sam z bramkarzem Atletico.

Było 1:0, mogło być 4:0. Za swoją pracę Clos Gomez dostał od dziennika "Marca" notę "0" w dziesięciopunktowej skali! Hiszpańska prasa uważa też, że pochopnie wyrzucił z boiska van Nistelrooya, ale jego faul na Maniche w 39. min był naprawdę brutalny. - Powinna być za to tylko żółta kartka - uważa sam Holender.

Obie drużyny pozostały wtedy na boisku w dziesięciu, bo w 30. min prawy obrońca Atletico Perea uderzył w twarz atakującego go Sneijdera.

Gospodarze grali z niebywałym poświęceniem, ale poza ambicją pokazali niezbyt wiele. Po kontuzji Forlan jest bez formy, a przemęczony "Kun" Aguero nie dawał sobie rady z obrońcami Realu. Miał jedną stuprocentową szansę, gdy biegł sam naprzeciwko Casillasa, ale uderzył obok bramki. A kiedy gwiazda Atletico gra słabiej, drużyna nie umie sobie z tym poradzić. Przegrała w lidze trzeci mecz z rzędu (z Sevillą, Barceloną i Realem).

Goście z Santiago Bernabeu dominowali: byli szybsi, lepiej rozgrywali, skuteczniej bronili, ale bez van Nistelrooya zabrakło im determinacji w rozstrzygnięciu meczu. Omal się to nie zemściło w 90. min. Simao, który wszedł w 48. min, kilka razy uderzał z wolnego, zawsze źle, aż w końcu jednak pokonał Casillasa. Radość w ekipie gospodarzy i wśród 55 tys. ludzi na trybunach Vicente Calderon była taka, jakby Atletico zdobyło bramkę na 2:1 i po raz pierwszy od lipca 1999 wygrało derby ze swoim wielkim prześladowcą.

Gola na 2:1 zdobył jednak Real Madryt. Rezerwowy Roysten Drenthe został podcięty w polu karnym przez stopera Atletico Johna Heitingę i arbiter musiał wskazać na "jedenastkę". Na boisku nie było już van Nistelrooya i Raula więc do piłki podszedł niespełna 21-letni Gonzalo Higuain. Pokonał Leo Franco i goście odnieśli szóste zwycięstwo w ośmiu ostatnich meczach na Vicente Calderon.

- Bardziej sprawiedliwy byłby remis - powiedział Aguirre. Trener Atletico robił dobrą minę do złej gry i własnych błędów. W ankiecie dziennika "Marca" aż 70 proc. czytelników uznało, że źle ustalił skład. W ogóle nie puścił do gry najlepszego strzelca drużyny Sinama Pongolle'a, a w pomocy wystawił czterech graczy defensywnych: Assuncao, Manicha, Banegę i Raula Garcię. Skrzydła drużyny nie istniały, napastnicy nie mieli podań, widać to było po wejściu klasycznego skrzydłowego Simao Sabrosy - najlepszego gracza drużyny gospodarzy.

Fatalnie spisała się też obrona Atletico, a jeszcze na cztery najbliższe mecze straciła Czecha Tomasa Ujfalusziego. W środę Atletico gra w Lidze Mistrzów z Liverpoolem, a potem w lidze z Villarreal. Jeśli wciąż będzie grało jak w sobotę, może mieć po nich nowego szkoleniowca.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.