Artur Boruc: Rezerwowym już byłem

- Wstyd? Nie. Było mi przykro, ale swoje odcierpiałem. Najgorsze, że przez lwowską aferę mogę stracić miejsce w bramce reprezentacji. Nie wiem, co zrobię, jak usiądę na ławce - mówi Artur Boruc. 28-letni bramkarz wrócił do kadry po prawie dwóch miesiącach. Był zawieszony przez Leo Beenhakkera za pijaństwo we Lwowie po sierpniowym meczu z Ukrainą.

Z Czechami zagra Łukasz Fabiański??

Robert Błoński: Zagra pan w sobotę z Czechami?

Artur Boruc: Po to przyjechałem, ale skład zna tylko trener. Łukasz Fabiański zagrał bardzo poprawnie ze Słowenią i z San Marino. Nie będę gdybał, czy ja broniłbym jeszcze lepiej.

Co było dla pana większą karą: wstyd przed ludźmi po aferze we Lwowie czy brak powołania na mecze ze Słowenią i z San Marino?

- Żal mi meczów. Nie zagrałem wyłącznie ze swojej winy. To odpowiednia kara do tego, co zrobiliśmy. A wstyd? Każdy ma mniejsze czy większe grzeszki, za które się wstydzi. Ja nie czułem się jakoś specjalnie zdołowany. Nie mówię, że zrobiliśmy dobrze, ale niepotrzebna była tak wielka afera.

Leo Beenhakker powiedział, że Radosław Majewski i Dariusz Dudka zrozumieli swój błąd natychmiast, ale pan przeprosił tylko na 70 procent.

- Cały problem w tym, że mało kto wie, co się wydarzyło we Lwowie. Dlaczego akurat 70 procent, nie mam pojęcia.

Nie do końca czuł się pan winny?

- Wszystko zostało wyjaśnione na miejscu. Zrobiliśmy źle, złamaliśmy regulamin i bez dwóch zdań zasłużyliśmy na karę.

To dlaczego trener miał zamiar lecieć do Glasgow?

- Nie wiem. Moim zdaniem trener nie musiał przyjeżdżać do Szkocji. Po co rozmawiać o sprawie trzy i pół godziny, skoro równie dobrze można trzy i pół minuty? A wnioski mogą być identyczne.

Zbigniew Boniek powiedział, że w kadrze Leo Beenhakkera piłkarze pili minimum po piętnastu meczach.

- Ciekawe, skąd pan Boniek to wie. Ja się nie wypowiadam, bo nie ma o czym.

Czy we Lwowie naprawdę doszło do - jak nazwał to rzecznik PZPN Zbigniew Koźmiński - "libacji alkoholowej z dziennikarzami"?

- No i w tym największy problem, że pan Koźmiński o wszystkim się dowiedział i to rozgłosił. Przestańmy rozmawiać o Lwowie. Było, minęło. Teraz jest weselej, wróciłem do kadry.

Ale na początku września świat panu zawirował: afera we Lwowie, 50 tys. funtów grzywny od menedżera Gordona Strachana za picie podczas letniego zgrupowania Celticu, słaby mecz i porażka z Rangersami...

- Takich zakrętów miałem już w życiu kilka, więc i tymi specjalnie się nie przejmuję. Stało się to w jednym momencie i stąd taka afera.

Miał pan kryzys formy sportowej?

- Nie. Każdy popełnia błędy, a ja nie jestem maszyną. Przyszły jednak w złym momencie i tylko podgrzały atmosferę. Formy nie straciłem, może miałem mniej szczęścia.

A może uważa pan, że - skoro we Lwowie miał bronić Łukasz Fabiański - trener nie powinien pana powoływać? Nie byłoby afery.

- To był pomysł trenera i ja go akceptuję. Nie widzę związku między tym, że siedziałem na ławce, a wydarzeniami po meczu.

W poniedziałek przyjechał pan do Wronek o 16. Zbiórka była do 15, nikt nie wiedział, gdzie pan jest.

- Na Ukrainie - pomyliłem kierunki. Żartuję. Spóźnił mi się pociąg i tyle.

Beenhakker jest gotów pomóc Feyenoordowi ?

Eliminacje do Euro zaczynał pan jako rezerwowy.

- Teraz też nim będę? W dwóch pierwszych meczach ostatnich eliminacji nie siedziałem przecież na ławce rezerwowych, tylko w domu, z piwem w ręku. Żartuję, żartuję! Jeśli eliminacje skończą się awansem, nie mam nic przeciwko temu, by historia się powtórzyła. Gdy awansujemy do RPA, zapieję ze szczęścia.

Na mecze z Finlandią i Serbią w eliminacjach Euro 2008 przyjechał pan jako numer trzy, po Dudku i Kowalewskim. I natychmiast z Wronek wyjechał. Naprawdę bolały pana wtedy plecy?

- Naprawdę.

Ale w klubie natychmiast pan wyzdrowiał.

- Czasem lepiej pomóc drużynie narodowej, wyjeżdżając ze zgrupowania. Nie było sensu zajmować miejsca komuś zupełnie zdrowemu. Wyszło to wszystkim na dobre.

Jest pan teraz gotowy do roli rezerwowego w kadrze? Podczas Euro był pan gwiazdą drużyny, bronił znakomicie. Da pan radę kibicować Łukaszowi Fabiańskiemu?

- Dam. Byłem już w życiu rezerwowym i nie miałem problemów. Ale wierzę, że nic nie jest przesądzone.

Ale zwykle było jasne, kto broni. Teraz nie ma powodu, by Fabiańskiego posadzić na ławce. Selekcjoner ma dwóch znakomitych bramkarzy.

- I chyba się cieszy, bo lubi takie problemy.

Nie do końca. Obaj chcecie grać, jesteście ambitni i przekonani o własnej formie. Grać może jeden. Ambicja łatwo może przerodzić się we frustrację.

- Jestem tutaj po to, by bronić. Nie wiem, jak się zachowam, jeśli nie zagram.

Nie było pana w kadrze półtora miesiąca, atmosfera wokół zespołu zrobiła się okropna. Ostatnio doszła wojna ministra z PZPN.

- To było zawstydzające. W Glasgow sprawę z kuratorem znał facet odpowiedzialny za boiska treningowe, który nie wie nic o Polsce. Pytał mnie o to nawet Shunsuke Nakamura, bo w Japonii też o tym mówili!

A wypowiedzi piłkarzy, np. Artura Wichniarka, który nie chce grać w kadrze Beenhakkera?

- Jeśli czuł się poszkodowany, ma do tego prawo. Nie widzę problemu. Ja jestem w stu procentach za trenerem. Osiągnął wiele wcześniej, z polską reprezentacją też. Cenię Beenhakkera choćby za to, że wyprostował sprawy między nami a PZPN. Jest wreszcie normalnie, traktowani jesteśmy profesjonalnie. Poziom sportowy też za czasów Beenhakkera się podniósł, choć Euro nam nie wyszło. Poprzednie eliminacje zaczęliśmy nawet gorzej niż teraz. Ale nie mówmy, że z Czechami i ze Słowacją gramy najważniejsze mecze w życiu. To nie są mecze ostatniej szansy. Ciśnienie jest, ale je wytrzymamy. Ja nigdy nie myślę za wiele o przeciwnikach.

Mówimy o tym, który bramkarz zagra, ale są większe problemy. Nie wiadomo, jaka czwórka zagra w obronie, kto wystąpi w pomocy, kto w ataku. Nie ma pan wrażenia, że Beenhakker, choć jest w Polsce ponad dwa lata, znowu buduje zespół od początku?

- Sens w tym pytaniu jest. Ale wciąż chodzi o mecz piłki nożnej. Jesteśmy piłkarzami, na co dzień gramy w piłkę, a podczas zgrupowań mamy czas, by się dogadać w każdej kwestii.

Do Celticu przyszedł nowy bramkarz Dominic Cervi. Odejdzie pan zimą?

- Nie wiem. 10 milionów funtów za bramkarza to wciąż bardzo dużo pieniędzy [tyle żąda Celtic za Boruca]. Nawet ostatnio zagrałem słabiej z Rangersami, żeby zbić cenę (śmiech). Ale po meczu z Villarrealem znowu skoczyła. Nie ma na mnie chętnych i nic z tym nie zrobię. Ubolewam, że nikt taki do tej pory się nie znalazł.

Raz pan twierdzi, że jest mu obojętne, czy zostanie w Glasgow, czy odejdzie, innym razem pan grozi, że chce kończyć karierę i napić się piwa z kolegami...

- Zapewniam, że nie trzeba kończyć kariery, by napić się z kumplami. Chciałbym coś zmienić, ale nie na siłę. Oferty miałem, nie chcę nawet pamiętać skąd. Po co się katować?

Petr Rada: Boję się Krzynówka, Smolarka, Lewandowskiego... ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.