Szczęście bywa bardzo złudne

We wtorek ok. godz. 13 będziemy już wiedzieć, czy Lech Poznań losował w Pucharze UEFA szczęśliwie. Co to jednak tak naprawdę znaczy?

Lech Poznań podczas swoich startów w europejskich pucharach (a mamy właśnie 30-lecie debiutu) rzadko miewał tzw. szczęście w losowaniu. A jeśli je miewał, okazywało się ono złudne.

Już podczas debiutu w Pucharze UEFA w 1978 r. Lech nie miał szczęścia, ale... PZPN. Zawiesił on bowiem za czerwoną kartkę (pierwszą w życiu) Józefa Szewczyka, przez co ten nie mógł zagrać w ostatnim meczu sezonu ze Śląskiem Wrocław. Natomiast czołowy gracz Śląska, zawieszony także za czerwoną kartkę Jan Erlich, został na mecz z Lechem przywrócony do gry. Strzelił mu gola, który dał Śląskowi nie tylko wicemistrzostwo, ale i rozstawienie podczas losowania Pucharu UEFA. Wrocławianie najpierw trafili więc na Cypryjczyków z Pezoporikos Larnaka, potem na IBV Vestmannaeyer z Islandii, a silna niemiecka Borussia Mönchengladbach czekała na nich dopiero w trzeciej rundzie. "Kolejorz" rozstawiony nie był i od razu wpadł na niemiecki MSV Duisburg - wtedy czołową drużynę nie tylko Niemiec, ale i Europy. Po wyeliminowaniu Lecha doszła aż do półfinału rozgrywek.

Nie po raz ostatni zdarzyło się, że Lech ciągnął w pucharach zespół, który okazywał się rewelacją edycji i często sięgał po trofeum. W 1982 r. w miseczce z kulkami czekały Real Madryt, FC Barcelona, Inter Mediolan czy Bayern Monachium. Wszyscy w Poznaniu o nich marzyli. Lech wylosował szkocki FC Aberdeen mało znanego wtedy trenera Aleksa Fergusona. Uznano, że miał szczęście. Potem odpadł, a to właśnie Aberdeen, a nie Real, Inter czy Bayern, zdobył Puchar Zdobywców Pucharów.

W latach 1983-1984, gdy Lech był najmocniejszy w kraju, losował w Pucharze Europy bardzo trudnych rywali - mistrza Hiszpanii, Athletic Bilbao (choć równie dobrze mógł trafić na rywali z Węgier, Bułgarii czy Rumunii) oraz mistrza Anglii, FC Liverpool (zamiast chociażby Austrii Wiedeń), od którego mocniejszy w Europie okazał się wtedy tylko Juventus Turyn.

Umówmy się też, że rywal Lecha z 1985 r. - Borussia Mönchengladbach - był znacznie mocniejszy niż Viking Stavanger, rywal Legii Warszawa w tej samej rundzie Pucharu UEFA. Powód - Legia była wyżej w ligowej tabeli.

W kolejnych latach "Kolejorz" trafiał jednak w objęcia potentatów. W 1988 r. wylosował sławną FC Barcelonę. Co było dalej, pamiętamy... Dwa lata później "Kolejorz" wpadł na opływający w bogactwa Olympique Marsylia.

I wreszcie, po tych wszystkich kiepskich losowaniach, w 1992 r. los się do Lecha uśmiechnął. W eliminacjach dochodowej Ligi Mistrzów, w decydującym meczu przydzielił mu szwedzki IFK Göteborg, choć mógł znów wepchnąć w objęcia FC Barcelony czy Olympique Marsylia, albo też AC Milan. Tymczasem FC Barcelona do Ligi Mistrzów nie weszła, bo uległa CSKA Moskwa, a lechici zostali przez Szwedów zgnieceni.

Co zatem dziś będzie dla Lecha szczęściem w losowaniu? Trafić na rywali mocnych i atrakcyjnych, czy też na kogoś w teorii słabszego, bez takiej renomy? Wyciągnąć FC Kopenhagę czy Aston Villę, Sporting Braga czy Manchester City?

Na szczęście tym razem Lech nie losuje jednego rywala, lecz kilku. Może być zatem wśród nich i ktoś sławny, i ktoś "do ogrania". A jeszcze na dodatek - Niemcy. Dla pieniędzy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.