Przed rokiem Śliwka zdobył brązowy medal ME i z równie dużymi ambicjami jechał nad Bosfor. Eliminacje przebrnął bez większego problemu. Skończył na półfinale.
- Pech to pech i porażka! - podsumowuje lekkoatleta. - Nie awansowałem do finału z powodu przeziębienia.
Pech polegał na tym, że zawodnik zmagał się z chorobą i wiatrem, ale nie chciał zrezygnować z biegu. Rywalizował w ostatniej serii półfinałowej i osiągnął czas 11,52 s. To o ponad pół sekundy gorzej niż rekord życiowy. Pewnie byłoby dużo lepiej, gdyby lekkoatleci nie biegli pod wiatr. Ten wiał z siłą 1,7 m na s. Inni mieli podmuchy w plecy i osiągnęli znacznie lepsze wyniki.
Srebrnym medalistą został Jacek Wierzbicki (11,02), z którym szczecinianin wielokrotnie wygrywał.
- Żałuję, że tak zakończyłem swój udział w zawodach. Sztafeta - osłabiona brakiem dwóch czołowych zawodników - zajęła 6. miejsce. Też było nas stać na coś więcej - twierdzi Śliwka.
W klasyfikacji generalniej Polska zajęła 3. miejsce z dorobkiem sześciu złotych, jednego srebrnego i jednego brązowego medalu. Startowali przedstawiciele 36 państw świata. Przed Polakami byli Rosjanie i Ukraińcy. W przyszłym roku Śliwka chce wziąć udział w międzypaństwowym meczu Polska-Ukraina-Niemcy-Rosja w Köln i 23. Igrzyskach Olimpijskich Niesłyszących w Tajpej (pierwsza połowa września).