Właściwie wszystkie wyjazdy do Kwidzyna są trudne. Najtrudniejsze były w poprzednim sezonie, bo przyniosły dwie porażki. I było z nimi jak w powiedzeniu - jedna gorsza od drugiej. Żal było po nich patrzeć na naszych szczypiornistów, bo sami nie potrafili ich zrozumieć. A może nie chcieli zrozumieć, że na stojąco się nie da? - Już z MMTS-em tak jest - szuka odpowiedzi Artur Góral, II trener Wisły. - Oni tam zaczęli w końcu bić się o medale. Przecież brąz przegrali z Vive właściwie tylko na własne życzenie. Oj rzadko oddają u siebie punkty.
Ostatnie starcie obu drużyn w miejscowej hali przyniosło porażkę Wisły aż 16:25! - Nie wiem, jak to było z chłopakami, ale we mnie to siedziało - przyznaje Michał Zołoteńko. - Może dlatego przytrafił nam się słabszy okres gry w pierwszej połowie? Chcieliśmy, nawet bardzo. Tylko przestało nam wychodzić.
Zupełnie tak, jakby płocczanie za szybko uwierzyli, że tym razem się zrewanżują, że odniosą łatwe zwycięstwo. Bo początek należał do Wisły. W 2. min wyszła na prowadzenie 2:1 po golach Zołoteńki i Witalija Nata. I taką spokojną jedno-, dwubramkową przewagę utrzymywała do 19. min. Obraz gry zmienił się, gdy w 23. min karnego nie wykorzystał Bartosz Wuszter, a było wtedy 8:7 dla nafciarzy. - Kurczę, nagle zaczęliśmy się mylić, wszystko szło nie tak - opowiada Góral. - Sebastian Suchowicz jest dobrym bramkarzem, ale nagle zaczęło to wyglądać, jakbyśmy chcieli pokazać, że jest mistrzem świata. No i te słupki, poprzeczki. Obijaliśmy bramkę niesamowicie. Z tego MMTS wyprowadzał kontry i zaczęliśmy przegrywać.
Jak było w szatni, nie wiadomo. Co szczypiorniści usłyszeli od trenera Bogdana Kowalczyka też. - Dość powiedzieć, że na parkiecie pojawiła się inna Wisła - dodaje Artur Góral. Teraz już nikt nie mógł mieć wątpliwości, kto jest lepszy. - Wyeliminowaliśmy nieskuteczną grę. W ogóle graliśmy rozważniej, mądrzej i skuteczniej. Oni już nie mieli możliwości kontrowania - relacjonuje Zołoteńko. - Wreszcie byliśmy konsekwentni. Pokazaliśmy, jak umiemy grać w obronie i co potrafimy zrobić w ataku. Efekt? Przecież zdobyliśmy po przerwie 19 bramek!
Sam Zołoteńko był najskuteczniejszym zawodnikiem meczu. Z siedmioma golami nie miał sobie równych. A Wisła pokazała, że remis z pierwszej kolejki w Gorzowie był tylko wypadkiem przy pracy. - W sumie ten remis wyszedł nam na dobre. Zrozumieliśmy, że od pierwszej do ostatniej minuty trzeba walczyć i nie ma zmiłuj. Jeżeli nie wyjdziemy na parkiet skoncentrowani w 100 proc., to inni będą bić mistrza Polski. Przecież doskonale wiem, jak to jest. Wiele razy grałem przeciwko mistrzom i wiem, że ma się wtedy podwójną motywację. Taką, jaką miał Kwidzyn. Dlatego mistrzostwo zobowiązuje, trzeba je pokazywać cały czas - dodaje Artur Góral.
MMTS: Gawlik, Suchowicz - Orzechowski 1, Kawczyński 1, Peret, Marhun 4 (1), Adamuszek, Markuszewski 2, Witaszak, Cieślak 4, Seroka 2, Czertowicz 3, Waszkiewicz 5 (2);
Wisła: Wichary, Seier - Kwiatkowski 1 CZ (z gradacji kar), Paluch 3, Kuptel 1, Wuszter 4 (2), Zołoteńko 7, Frołow 1, Rumniak 1, Malesa 5, Nat 3 (1), Matysik 2.
Kary: MMTS - 10 min; Wisła - 16 min.
Sędziowali: Jacek Jarosz (Łódź) i Tomasz Wrona (Kraków).
Widzów: 800.