Włosi w Pucharze UEFA: Gniew Boży zesłany na rywali ?
Zidane, o czym pisze w książce Besma Lahouri ("Zidane, życie sekretne" - wyd. Flammarion), przyznał się do błędu pięć miesięcy po jego popełnieniu, w Algierii, kuzynowi Akbou. - Nigdy nie powiedziałem, że zrobiłem dobrze, uderzając Materazziego. To nie powinno było się zdarzyć, żałuję tego - miał stwierdzić.
Wyznanie "Mea culpa" (łac. "moja wina") Zidane'a pozostało w sekrecie przez dwa lata. W mediach, Zidane zawsze oświadczał z dumą, że przykro mu z tego, że dał zły przykład, ale mimo wszystko nie żałuje. - Wina - tłumaczył - leży po stronie prowokatora. Marco Materazzi nie chciał komentować sytuacji.
Błędem Materazziego, według autorki, było, że pozwolił, by narosły dyskusje i polemiki, zamiast zwrócić się prywatnie do kolegi. - Wtedy - tłumaczy Lahouri - Zidane zamknąłby sprawę jednym uściskiem dłoni. Zdarzyło się inaczej, również dlatego, że sponsorzy zainteresowali się sprawą. - Polemika była nakręcana przez tego, który aż do dziś, gwarantuje Zidane'owi ponad 3,5 miliona wpływów rocznie. To Danone - mówi autorka. To strategia służąca do utrwalenia obrazu Zidane'a jako ofiary i zwielokrotnienia jego potencjału komercyjnego.
W biografii Francuza jest mowa również o tym, że finał mistrzostw z roku 2006 i słynne uderzenie stały się obsesją piłkarza. - Ten mecz - opowiada Lahouri - Zidane widział jeszcze co najmniej 20 razy, nocą, sam.
Dziś "Zizou", który zmienia numer telefonu co sześć miesięcy, chroniony przez współpracowników i pośredników, uważany jest niemal za świętość. Pozwoliło mu to na uniknięcie co najmniej dwóch kontroli antydopingowych, zazwyczaj obowiązkowych, po mistrzostwach z 1998 i 2006 roku. Ale Zidane - tłumaczy autorka - jest chroniony również przez media i bezwstydnie uwielbiany przez niektórych dziennikarzy. W wywiadzie dla L'Equipe Magazine" z 12 stycznia, dziennikarz Karim Ben Ismaël porównywał Materazziego do przestępcy. Nawet Zidane uznał to za przesadę.