Żartowałem odbierając go, że nie mogę go unieść. Nie jest taki ciężki, choć pieniędzy jest naprawdę dużo. Jeszcze nie wiem na co przeznaczę nagrodę, mam nadzieję, że na jakieś bardzo dobre, mądre i przemyślane cele.
O nie. To co miałem w życiu przehulać już przehulałem, wybawiłem się. Może jeszcze nie do końca, ale pod tym względem życie miałem bujne, czasami zbyt bujne.
Oczywiście medal, bo jest spełnieniem marzeń. Kasa też jest fajna, przyda się, będę mógł nadal realizować swoje cele sportowe. Ale to medal był celem. Dzięki niemu jestem szczęśliwy. Powiem więcej jestem dumny, bardzo dumny.
Muszę powiedzieć, że nie pamiętam go dokładnie. Chociaż nie byłem w jakimś amoku. To były któreś zawody z rzędu i odbywały się tak samo. Takie same konkursy były podczas mistrzostw Polski, mistrzostw Europy, czy świata. Byłem na to przygotowany. Dlatego nie pamiętam wszystkich szczegółów.
Może przesada, żeby porównywać to do zawodów w Białymstoku, ale już wielkie mityngi Grand Prix, czy mistrzostw świata zdecydowanie tak. Podobna jest organizacja, trybuny wypełnione tysiącami widzów. To standard. Po prostu czasem się udaje, a czasem nie. Mi się w Pekinie udało i gitara.
Nie do końca. Oczywiście było zdziwienie, że prowadzę po czterech kolejkach, mówiłem sobie wtedy "Jej co się dzieje", że potem wyprzedził mnie tylko jeden konkurent. No i był medal - to dopiero było zaskoczenie. Same pozytywy. A i jeszcze, że tak mocno dopingowali mnie Tomek Majewski i Szymek Ziółkowski.
Nie absolutnie nie (śmiech). Wszystko było sportowo, jakiś szampan, jakieś piwko i tyle. Nie było tam jakiegoś szału, ponieważ mamy jeszcze sezon i trzeba być przygotowanym perfekcyjnie.
Nie usprawiedliwiam się. Musiałem ostatnio ciągle krążyć na trasie Wrocław- Warszawa. Ponieważ samoloty są drogie to wciąż siedziałem w pociągu. A to sześć godzin jazdy. Po dwunastu godzinach w pociągu naprawdę ciężko trenować. Przecież trzeba się jeszcze kiedyś wyspać i coś zjeść. A do tego dochodzą jeszcze te wszystkie spotkania, wywiady. Takie obowiązki olimpijskiego medalisty. Naprawdę było tego dużo. Dlatego niestety ostatnio trochę zaniedbałem treningi. Będę bardzo zadowolony jeśli rzucę 65 metrów. Wtedy zaskoczę sam siebie.
Jesteście z mediów sami zadajcie pytanie mojemu dowódcy. Podobno taki awans może dać tylko minister. Ale ja naprawdę nie wiem jakie są procedury. Miejmy nadzieję, że ten awans kiedyś w przyszłości będzie.
Po obozie w Japonii, nie wierzyłem. Ale jak przyjechałem do Pekinu to się wszystko zmieniło. Zmiana temperatury, zmiana wszystkiego i wyrosła mi taka bomba, taki gaz, taka forma, że byłem w szoku. No i mówię sobie: "kurcze, będę tu walczył o medal". Ale raczej myślałem o brązie niż o złocie. Zatrzymałem się w połowie drogi.
I jeszcze dwa mityngi, a potem wakacje u Aleksandra Tammerta w Estonii, taki wyjazd na wczasy. Co prawda będą tam dwa konkursy, ale takie raczej zabawowe. Będą też wycieczki, polowanie...
Damy radę. Są sposoby na rozgrzewanie się.