Ewelina Kobryn: Przyjechały bez liderki Nevriye Yilmaz, która ma za sobą grę w WNBA. Ale to nie umniejsza sukcesu. Wyszłyśmy zdeterminowane, by zakończyć szczęśliwie batalię o ME.
- W zeszłym roku był mały kataklizm, zabrakło nas w finałach we Włoszech. Teraz zaczynamy piąć się w górę. Jesteśmy mocne i nie dajemy forów.
- W Grecji u trenera Tomasza Herkta byłam ostatnią zawodniczką na ławce. Minuty spędzone na parkiecie były przypadkowe. Wchodziłam, gdy drużyna prowadziła 20 punktami. W Turcji u Arkadiusza Konieckiego byłam zmienniczką Eli Trześniewskiej.
- Pewnie zaprocentowały lata spędzone u boku trenera w Lotosie. Wie, na co mnie stać i co można ze mnie wydobyć. Liczę, że za rok na ME na Łotwie będziemy czarnym koniem. Może jak Białoruś sięgniemy po medal.
- Mamy spory wkład w zwycięstwa. Po meczu dostałyśmy gratulacje od władz klubu na czele z prezesem Ludwikiem Mięttą.
- Właśnie wracam do Krakowa. Będę tam do niedzieli. Potem trzeba stawić się w Katowicach. Jestem zmęczona psychicznie. Przez kilka tygodni przez 24 godziny na dobę spotykałam te same osoby na treningach, posiłkach i wspólnych wyjściach.
- Tylko w kadrze. Gdy pierwszy raz pojechałam na zgrupowanie, byłam młoda i zszokowana. Miałam ćwiczyć z takimi zawodniczkami jak Krysia Lara, Sylwia Wlaźlak czy Joanna Cupryś. Powiedziałam przed treningiem, że mam motylki w brzuchu i tak już zostało ( śmiech ).