Polonia wygrywa w Łodzi

Po ponad dwóch latach i trzech miesiącach Polonia znów wygrała w ekstraklasie. Ale w stylu, pozostawiającym wiele do życzenia.

Ostatni raz "Czarne Koszule" odniosły zwycięstwo 13 maja 2006 roku. Nad Arką Gdynia 1:0 na zakończenie sezonu, w którym spadły z ligi. Polonia była wtedy klubem kompletnie zdezorganizowanym, z przypadkowym trenerem i grupą piłkarzy chcących jak najszybciej opuścić tonący okręt.

Dziś to nowa siła w polskiej piłce. Kupieni hurtem z Groclinu zawodnicy mają za zadanie walczyć o europejskie puchary. Jednak tylko punkt w dwóch pierwszych meczach stonował hurraoptymistyczne nastroje. Do tego trzeci już w klubie - choć każdy wydarzył się poza nim - przypadek alkoholowego wyskoku piłkarza (teraz Radosława Majewskiego w kadrze Polski, wcześniej Radosława Majdana i Piotra Świerczewskiego) popsuł nieco atmosferę.

Polonia zaczęła mecz w Łodzi słabo. Obrońcy Radek Mynar i Tomasz Jodłowiec oraz bramkarz Sebastian Przyrowski mają za sobą rok wspólnych występów, a zachowywali się jakby spotkali się po raz pierwszy. W 3. min Mynar zamiast do Przyrowskiego podał piłkę do napastnika ŁKS Dawida Jarki. Bramkarz zdążył z interwencją. Potem czeski obrońca znów nie wiedział co zrobić z piłką w polu karnym, komu ją oddać, stracił ją, znów bez konsekwencji. Ale za takie błędy trzeba w końcu zapłacić. Kolejna akcja Jarki i jego dosyć prosty drybling, którym oszukał najpierw Mynara, potem Jodłowca dał ŁKS-owi rzut karny. "Jedenastkę" wykorzystał były zawodnik Polonii Mariusz Mowlik.

Mowlik symbolizuje złe czasy warszawskiego klubu. Grał w Polonii w czasie (sezon 2002/03 i ostatnie pół roku w II lidze), gdy ta ledwo wiązał koniec z końcem. Taka jest teraz sytuacja w ŁKS. Warszawski zespół jednak się przebudził, jeszcze w pierwszej połowie. Strzały Mariusza Zasady i akcja Radosława Majewskiego naruszyły nieoczekiwany spokój łodzian. Gra znacząco zmieniła się po przerwie. Wtedy na boisku Polonia dominowała. Bezlitośnie wypunktowała rywala, tak jak tydzień temu zrobiła to Wisła przy Konwiktorskiej.

Pierwszego gola strzelił Piotr Piechniak, głową z 11 metrów po podaniu z rzutu wolnego Jarosława Laty. Potem wykonał gest Dyskobola. W następnym meczu w Warszawie pewnie z tego powodu nie ma co liczyć na oklaski. Chyba że strzeli hat-tricka.

Długo zanosiło się na remis, aż w końcu pięć minut przed końcem piłkę rozegrali Marek Sokołowski i Majewski. Wygięli przy tym nogi jak gimnastycy, aż w końcu Sokołowski podał do wychodzącego na czystą pozycję Filipa Ivanovskiego. Macedończyk dokończył dzieła.

Dzięki wygranej Polonia wybiła się w górę w tabeli. Musi jednak zacząć grać dobrze cały mecz, a nie tylko jakąś jego część jak w dotychczas, by liczyć się w walce o czołowe miejsca. Jedna połowa na ŁKS starczy, ale na Legię, Wisłę, a pewnie i na Śląsk Wrocław, który w piątek przyjeżdża na Konwiktorską już nie.

POLONIA WARSZAWA 2 (1)

Bramki: Mowlik (18., karny po faulu na Jarce) - Piechniak (48. po podaniu Laty); Ivanovski (85. po podaniu Sokołowskiego).

ŁKS: Wyparło - Freidgeimas, Adamski, Mowlik, Marciniak - Biskup (82. Asaad Ż), Kascelan, Haliti Ż, Vayer, Kujawa (69. Woźniczka) - Jarka (63. Świątek).

Polonia: Przyrowski - Lazarevski, Mynar, Jodłowiec, Lato - Piechniak (82. Piątek), Majewski, Sokołowski, Zasada - Mąka (46. Gajtkowski), Kosmalski (76. Ivanovski).

Widzów 5 tys.

Sędziował: Dawid Piasecki (Słupsk)

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.