Angielska prasa: Capello musi sprawić, by Rooneyów było trzech

?Ten sam stary bałagan? - pisze angielska prasa po remisie Anglików z Czechami 2:2. Za miesiąc ruszają eliminacje mundialu w RPA, na którym drużyna Fabia Capella ma awansować do półfinału.

Czesi prawie wygrali na Wembley

Remis z Czechami zakończył miodowy miesiąc Włocha. Pierwszy raz jego taktyka została wyśmiana, a drużyna zmiażdżona przez prasę niczym za czasów Steve'a McClarena. - To najgorszy występ kadry, jaki widziałem - mówił trener Portsmouth Harry Redknapp.

Trudno się dziwić, bo Capello pracuje w Anglii już dziewięć miesięcy, a reprezentacja z nagromadzeniem gwiazd światowej piłki porównywalnym do Hiszpanów, Włochów czy Holendrów gra futbol prymitywny, przewidywalny i nieskuteczny. W kraju, którego obywatele ciągle są święcie przekonani o wyższości swojego futbolu nad każdym innym i oczekują przed każdym mundialem triumfu, daleko na obiecywaniu cudów zajechać się nie da. A po środowym meczu wieszczący półfinał w RPA Capello brzmi jak Berti Vogts zarzekający się, że wprowadzi do tej imprezy Azerbejdżan.

Włoch ma pecha, że katastrofalne spotkanie z Czechami wypadło akurat na końcówkę igrzysk w Pekinie, na których Brytyjczycy zdobyli już 17 złotych medali i zajmują trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej. Przez ostatnie dni bohaterami kibiców i mediów nie byli piłkarze, lecz kolarze, wioślarze i lekkoatleci. Nawet nie dlatego, że wrzucali do wora kolejne krążki, ale z powodu dumy, waleczności i ambicji. Gdyby piłkarze Capella zaprezentowali w środę tylko minimum ambicji, krytyka byłaby mniejsza.

Kłopot w tym, że piłkarze zmieniający niebieskie koszulki Chelsea, czerwone Liverpoolu czy Manchesteru United na białe reprezentacji Albionu tracą wszystko, co pokazują w Premier League i Lidze Mistrzów. Niewyobrażalna jest przepaść dzieląca Franka Lamparda pomocnika Chelsea od Lamparda pomocnika reprezentacji. Nikt już nie pamięta, kiedy 28-letni bohater Stamford Bridge zagrał dobry mecz w kadrze. W dodatku z każdym meczem umacnia się zdanie, że jego plusy i plusy Stevena Gerrarda wzajemnie się znoszą i powstają dwa wielkie minusy. Capello na razie nie ma pomysłu na to, jak sprawić, by było inaczej, i dostaje łupnia od niechętnej mu angielskiej myśli szkoleniowej. - Zabił Stevena. Wystawiając go na lewej pomocy, zniszczył jego atuty - mówił Redknapp. Włoch broni się, że w ustawieniu 4-3-2-1 pomocnik Liverpoolu był drugim, obok Wayne'a Rooneya, ofensywnym pomocnikiem. Tak czy inaczej Gerrard był najgorszym piłkarzem w spotkaniu na Wembley.

Nie najlepszym, ale jedynym, do którego nie ma pretensji, był Rooney. Jedyny angielski piłkarz z duszą olimpijczyków z Pekinu biegał po skrzydle, wracał do defensywy i energii włożonej w przebywanie w czterech miejscach jednocześnie brakowało pod bramką. W idealnym świecie Rooney winien piłkę odebrać Baroszowi pod polem karnym Jamesa, podać do ustawionego na skrzydle drugiego Rooneya, a ten po kilkudziesięciometrowym rajdzie dośrodkować do czekającego przed bramką Czecha trzeciego.

W innym wypadku szanse Anglików na strzelenie gola ograniczać się będą do sytuacji, gdy David Beckham wrzuci piłkę na głowę któregoś z kolegów. W środę trafił w Wesa Browna. Za miesiąc będzie musiał trafić w Zagrzebiu, w spotkaniu z Chorwacją, która jeszcze nigdy nie przegrała u siebie meczu o punkty.

Ukraina - Polska 1:0. Grali jak na Euro

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.