Milena Sadurek: Powinnam myśleć, a nie ślepo realizować taktykę Bonitty

- Zupełnie przestałam myśleć, zachowywałam się jak robot przed każdą akcją, odwracając głowę w kierunku ławki. Mogłam porozmawiać z Bonittą, żeby dał mi większą swobodę w grze. Teraz to i tak już nie ma znaczenia... - mówi po powrocie do kraju Milena Sadurek, rozgrywająca reprezentacji Polski siatkarek

Polacy przegrali z Włochami w tie-breaku. Medalu nie będzie

Przemysław Iwańczyk: W gazetach i internecie można było przeczytać, że drużyna wolała grać z Katarzyną Skorupą, a nie z panią. To prawda?

Milena Sadurek: Nie było mi miło, kiedy czytałam te rewelacje. Jeśli to prawda, zamiast mówić za plecami, dziewczyny mogły iść do trenera i zgłosić mu taki problem. Albo powiedzieć mi wprost, bo ja nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą. Ale między nami nigdy nie było takiej rozmowy, nigdy nie dały mi tego odczuć, więc tym bardziej zastanawia mnie, skąd się ta historia wzięła.

Teraz z perspektywy oceniam, że w tym wszystkim było dużo mojej winy. Na boisku powinnam wykazać się większą inwencją, a nie tylko ślepo realizować taktykę trenera Bonitty. Zupełnie przestałam myśleć, zachowywałam się jak robot przed każdą akcją, odwracając głowę w kierunku ławki. Mogłam porozmawiać z Bonittą, żeby dał mi większą swobodę w grze. Teraz to i tak już nie ma znaczenia...

A to prawda, że drużynie nie podoba się również to, że jest pani faworytką trenera nie tylko na boisku...

- Tak jak nie odpowiadam za decyzje trenera, tak samo nie mam wpływu na to, kogo on lubi, a kogo nie. Ma kilka ulubionych siatkarek, nie wiem, czy akurat ja jestem na pierwszym miejscu. Obiektywnie patrzę na reprezentację. Nie tylko przez pryzmat zawodniczek, staram się także wczuć w rolę trenera. Rozmawiamy z Bonittą, to fakt. Nie wiem jednak, dlaczego to komuś przeszkadza.

Bonitta nie przebierał w słowach, oceniając drużynę. Miał powiedzieć, że ma w Pekinie tylko siedem zawodniczek.

- Ania Podolec miała problemy z barkiem i choćby to ograniczało ruchy trenera, może stąd ta wypowiedź. Bonitta wybierał skład i kiedy to robił, wydawało mu się, że to optymalne zestawienie.

Anna Barańska mówi, że trener chciał ją zniszczyć...

- Między nimi pojawił się dziwny konflikt i chyba tylko oni wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi, choć uważam, że to sprawa nieco przesadzona. Krytykowanie kogoś w gazetach nie jest najlepszym wyjściem, lepiej załatwić to między sobą, a nie wywlekać wszystkie brudy na wierzch.

Barańska zarzuca Bonitcie, że w ogóle nie trenowałyście.

- To nieprawda. Byłyśmy ekipą, która najwięcej trenowała. Tempo zajęć i ich intensywność były tak zawrotne, że same prosiłyśmy Bonittę, by trochę odpuścił, bo nie czujemy świeżości. Zrozumiał nas i zrezygnował z niektórych zajęć.

Bonitta odchodzi z Polski. Dobrze to czy źle?

- Ja byłam zadowolona ze współpracy z nim. Tylko tyle powiem.

Igrzyska, na których polskie siatkarki wystąpiły po 40 latach, miały zakończyć się medalem. Nie wyszłyście jednak z grupy, a poza boiskiem kibice musieli oglądać żenujący spektakl z obrażonymi zawodniczkami, które przepychają się z trenerem.

- Cieszyłam się, że w ogóle pojechałyśmy do Pekinu. Później apetyty wzrosły, oczekiwania sięgały nawet medalowych miejsc, ale mecz z Japonią pokrzyżował nasze plany. Grałyśmy naprawdę nieźle, nie poniosłyśmy kompromitujących porażek, w każdym meczu walczyłyśmy. Nie szło to w parze z wynikami, ale tragedii nie było.

Oceniając sytuację poza boiskiem, na innych imprezach byłyśmy bliżej siebie. Zastanawiam się nad tym, ale nie wiem, czemu się to zmieniło.

Trener Marco Bonitta twierdzi, że w tej chwili polskiej reprezentacji nie stać na lepsze wyniki...

- Najlepsze reprezentacje na świecie, nawet jeśli przegrywają, to nigdy sromotnie, ale dwoma, trzema punktami. My walczyłyśmy do końca, godnie stawiając się rywalom. To były nieliczne błędy na samym finiszu, więc chyba tak źle z nami nie jest.

Małgorzata Glinka powiedziała, że może spokojnie spojrzeć w lustro, bo dała z siebie wszystko. A pani?

- Oczekiwałam więcej, po sobie też. Moja gra nie do końca mi się podobała, ale starałam się jak mogłam.

Glince nie podobały się niektóre decyzje trenera.

- Można się nad tym zastanawiać, ale niech trener na to odpowie. To były jego decyzje, za które odpowiada głową. Przecież nie mogłam iść do Bonitty i powiedzieć: proszę mnie zmienić. Nawet w meczu z Japonią, kiedy czułam, że nie jestem w najlepszej dyspozycji. Może gdyby weszła Katarzyna Skorupa, mecz potoczyłby się inaczej. Tego już się nie dowiemy. Trener postawił jednak na mnie, więc starałam się grać jak najlepiej.

Drzyzga: Zastanawiające, że Raul Lozano tak długo czekał ze zmianami

Więcej o:
Copyright © Agora SA