Usain Bolt rekordzistą. "Ludzie, dymi mu się spod stóp!"

W najbardziej prestiżowym finale igrzysk Jamajczyk przebiegł 100 metrów w 9,69 s! Ale teraz musi poczekać na wyniki kontroli jego moczu. Od 24 lat tylko jeden mistrz olimpijskiego sprintu nie wplątał się w doping

Jamajczycy oburzeni podejrzeniami o doping

Ludzie, dymi mu ze stóp! Tartan się pali! Usain Bolt biegnie szybciej niż 1000 wolt! Tak powinien brzmieć opis największego, zadziwiającego finału igrzysk - sprintu na 100 m mężczyzn.

Niemal dwumetrowy Bolt wystrzelił ze startu jako przedostatni, ale po 50 metach był już daleko przed pozostałymi siedmioma sprinterami.

Po raz pierwszy rozejrzał się na boki po 50 metrach. Nic z lewej, gdzie biegł Asafa Powell, jego superszybki rodak i były rekordzista świata. Nic z prawej, gdzie pędził drugi jego rodak Michael Frater. Tam powinien właściwie być mistrz świata z Osaki Tyson Gay, ale ku zaskoczeniu 91 tysięcy kibiców na olimpijskim stadionie Ptasie Gniazdo Amerykanin odpadł w półfinale dwie godziny wcześniej.

Po 70 metrach Bolt rozłożył szeroko ręce w geście, który miał stadionowi powiedzieć: "Patrzcie na mnie! Jestem największy, nikt mi nie dorówna!". W tym słusznym przekonaniu niemal tanecznym krokiem zmierzał do linii mety. Śmignął przez nią, zwracając się z uśmiechem w stronę trybun, w stronę kamer telewizyjnych i obiektywów fotoreporterów.

Początkowo wyświetlił się czas 9,68 s, ale po chwili wynik zmieniono na 9,69 s. Bolta to nie interesowało. Paradował po bieżni, podskakiwał, obściskiwał się z uszczęśliwionymi rodakami. Wreszcie od trenera dostał złote kolce Pumy, od lat związanej z jamajskim sprintem. I już się z nimi ani z jamajską flagą nie rozstał.

- To wybryk natury - mówił o nim pięć minut później Darvis Patton, ostatni w finale. - Mógłby mieć czas nawet 9,65, gdyby biegł do końca.

Wybryk? Nie. Bolt to cudowny sprinter, można tylko się zastanawiać, dlaczego ten dwumetrowiec tak wspaniale biega na 100 m. Wysokim sprinterom trudno przecież osiągać duże przyspieszenia - ze względu na długie dźwignie mięśni, każdy biomechanik to powie. Tymczasem Bolt nokautował rywali już w pierwszej połowie dystansu.

Zaczął biegać na 100 m z przymusu. Trochę po do, aby się przygotować od strony szybkościowej do ulubionego dystansu 200 m, ale też dlatego, by trenerzy nie gwałcili jego jamajskiej natury i nie kazali mu biegać na mordercze 400 m.

Jego długie nogi i szczupła sylwetka pozwolą mu prawdopodobnie pobić rekord świata również na 200 metrów i pewnie zdobyć wraz z kolegami złoto w sztafecie 4 x 100 m. Od czasów Carla Lewisa (niewiele niższego - Bolt 196 cm, Lewis 188) nikt na setkę nie biega tak pięknie, płynnie i rytmicznie. Bolt, podobnie jak Powell, w odróżnieniu od pozostałych najszybszych ludzi świata trenuje nie w USA, ale na Jamajce. Oprócz dwóch Amerykanów - brązowego medalisty Dixa i ósmego na mecie Darvisa Pattona - wszyscy biegacze finału pochodzą z Karaibów.

Bolt, generacja karaibskich sprinterów i na dodatek wielki przegrany igrzysk Gay, są poza bieżnią tacy spokojni, łagodni, aż wydaje się, że przepraszają, że żyją. Jaka to odmiana od choćby mistrza olimpijskiego z Sydney Maurice'a Greene'a, który wytatuował sobie na ramieniu lwa (bo to król dżungli, a Maurice to też król) ze skrótem G.O.A.T. (greatest of all time, największy w historii), jeździł cadillakiem z rejestracją MG GOLD, a jak się wypowiadał, to jakby rapował. Ściany się trzęsły w napakowanych salach konferencyjnych. Justin Gatlin tryskał testosteronem i zachowywał się jak wyrośnięta ofiara ADHD.

A teraz? Powell mówi szeptem, Gay dzwoni z Pekinu co chwila do mamy i chwali się, że Kobe Bryant zatroskał się przy śniadaniu, czy nie boli go kontuzjowana stopa.

Tradycyjnie pięciu najszybszych sprinterów wzięto do kontroli antydopingowej natychmiast po wyścigu. Wcześniejsi mistrzowie olimpijscy na setkę nie spisali się bowiem najlepiej po swoich wielkich triumfach. Justin Gatlin (Ateny 2004) właśnie odbywa czteroletnią karę za doping. Szprycowanie Maurice'a Greene'a (Sydney 2000) zadenuncjował meksykański dyskobol Angel Guillermo Heredia. Linford Christie (Barcelona 1992) zakończył karierę po otrzymaniu dwuletniej dyskwalifikacji. Ben Johnson (Seul 1988) był bohaterem największego olimpijskiego skandalu dopingowego. Carl Lewis (Los Angeles 1984, Seul 1988, Barcelona 1992, Atlanta 1996) miał kilka niewyjaśnionych wpadek dopingowych przed igrzyskami w Korei, ale nigdy nie został za to ukarany.

Od 1984 r., czyli przez ostatnie 24 lata, jedynym mistrzem olimpijskim na 100 m niezamieszanym w doping był Kanadyjczyk Donovan Bailey, który wygrał w Atlancie.

Z tego powodu wynik sobotniej kontroli będzie niby nieformalnym, ale jednak ostatecznym zakomunikowaniem finałowych rezultatów.

Bolt ze złotem i rekordem świata!

Liczba finału

6

tylu sprinterów osiągnęło w finale czas poniżej 10 sekund, co oznacza, że był to najszybszy finał w historii igrzysk

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.