Wspomnienia pierwszego i ostatniego świętokrzyskiego olimpijczyka

- Nigdy nawet nie śniło mi się, że mogę wystąpić na igrzyskach, a byłem na nich trzy razy - wspomina Leszek Drogosz. - Jestem szczęśliwy, że byłem na olimpiadzie - dodaje Tomasz Brożyna.

Zaledwie 11 sportowców w historii pojechało na igrzyska, jako reprezentanci klubów z naszego regionu. Pierwszym z nich był legendarny "Czarodziej ringu" Leszek Drogosz.

Dla Gazety

Leszek Drogosz

bokser, pierwszy olimpijczyk z regionu, trzykrotny uczestnik igrzysk (Helsinki 1952, Melbourne 1956, Rzym 1960). Na tych ostatnich brązowy medalista

- Najbardziej zapamiętałem ten pierwszy start w Helsinkach, bo nigdy nie śniło mi się, że mogę w ogóle wystąpić na igrzyskach. Tym bardziej, że nie byłem pewnym kandydatem, bo miałem ledwo skończone 18 lat. Pamiętam, że cztery lata wcześniej przy okazji olimpiady w Londynie, jeszcze jako nastoletni chłopiec latałem po gazety do kiosku, chłonąc każdą informację. Wyobrażałem sobie, jak to może być...

Gdy już dojechałem na miejsce, to całe dnie latałem z aparatem "zorka" i robiłem zdjęcia. Wtedy były nawet dwie wioski olimpijskie - osobne dla sportowców z Zachodu i z bloku wschodniego. Nam nie wolno było ze swojej wychodzić ani nawet pić coca-coli! Gdy zaczęły się starty, było znacznie lepiej - wreszcie wstęp wolny dla nas, sportowców. Starałem się zobaczyć jak najwięcej, widziałem np. wszystkie złote biegi słynnego Emila Zatopka, szalałem z radości. Po Helsinkach sądziłem, że udało mi się, a tu jeszcze byłem na dwóch kolejnych olimpiadach. A właściwie na pięciu, bo byłem gościem w Montrealu, Moskwie i Sydney.

Uważam, że te dawniejsze igrzyska były sympatyczniejsze. Kameralna atmosfera, wieczorne wspólne spotkania, nawet dyskoteki. Teraz jest mnóstwo rygorów.

Ale i tak przygotowuję się na oglądanie Pekinu. Już zacząłem przygotowania - zapowiedziałem żonie, że kupuję terminarz i nastawiam sobie budzik. A jak będzie klapa, to też troszeczkę moja wina. Jestem przecież członkiem władz PKOl (śmiech). Obawiam się Chińczyków, oni będą robić wszystko, żeby błysnąć. Polakom może być bardzo ciężko powtórzyć nawet te 10 medali z Aten. Liczę jednak na pływaków, lekkoatletów, no i drużynę piłkarzy ręcznych, w której grają kielczanie.

Tomasz Brożyna

kolarz, ostatni świętokrzyski olimpijczyk, dwukrotny uczestnik igrzysk (Atlanta 1996, Ateny 2004)

W mojej dyscyplinie tych ważnych startów jest sporo, ale i tak zdecydowanie olimpiada jest numerem jeden. Udało mi się na nią pojechać dwa razy, a mało brakowało, żebym pojechał na dwie kolejne. I w Barcelonie, i w Sydney byłem jednak pierwszym rezerwowym. Trzeba się jednak cieszyć z tego, co było. Można było nie jechać na żadną... Jestem szczęśliwy, że udało się poczuć ten smaczek.

Najbardziej zapamiętałem wioski olimpijskie - to takie prawdziwe miasto, tyle że mieszkają w nim sami sportowcy. W Atlancie kursowała nawet normalna kolejka miejska, był duży wybór restauracji - od McDonald's do tych bardziej odpowiednich dla sportowców (śmiech). Cała otoczka robi ogromne wrażenie. Zobaczyć coś poza jest naprawdę trudno, bo z takiej wioski ciężko się wydostać. Jest szereg kontroli, jak na granicy państwa.

W Pekinie, jak zawsze zresztą, postaram się śledzić większość relacji. Trzymam kciuki za całą polską reprezentację, choć nie ukrywam, że największy sentyment mam do sportowców z naszego regionu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.