Radwańska pokonała koleżankę

Polski dzień na Wimbledonie. Niby zgodnie z oczekiwaniami, ale też z wieloma emocjami. Z trzech Polek w turnieju ostała się Agnieszka Radwańska. Styl, w jakim gra, zniewala!

W II rundzie najsłynniejszego turnieju tenisowego świata zmierzyły się dwie Polki. Z jednej strony kortu 20-letnia Agnieszka Radwańska, faworytka, niedawna zwyciężczyni zawodów w Eastbourne, która dobija się do pierwszej "10" świata. Z drugiej Marta Domachowska, trzy lata starsza, objawienie tego sezonu w polskim tenisie, która podniosła się po kłopotach, odnalazła dawną formę, wyzbyła się niechęci do sportu i już dzielnie walczyła na początku roku w Australian Open (IV runda). A teraz pierwszy raz awansowała do II fazy w Londynie.

Defensywna perfekcja

Bukmacherzy wątpliwości mieć nie mogli - pewne zwycięstwo starszej z sióstr Radwańskich, rozstawionej tu z numerem 14. Ale to, co na papierze wygląda prosto, na korcie często się komplikuje. Przecież grały ze sobą koleżanki, które jeszcze dziś zmierzą się, stojąc po jednej stronie siatki z deblem sióstr Serena i Wenus Williams!

Nie mogło być meczu przyjaźni, stawka była zbyt duża. Po godzinie i czterech minutach Radwańska nie tylko udowodniła, że jest dziś tenisistką od Domachowskiej lepszą. Przekonała niedowierzających i próbujących upośledzić jej triumf w Eastbourne ubogim składem rywalek także do tego, że jeszcze nigdy nie była w tak wybornej formie, nigdy nie grała tak perfekcyjnie. Przy tym wciąż pozostała wierna ulubionemu stylowi - defensywa okraszona wachlarzem różnorakich uderzeń, o zmiennej sile, rotacji, paraboli lotu. Nie można mówić o upokorzeniu: Domachowska próbowała, czasem pięknie i skutecznie się odgryzać. Ale żeby wygrać wczoraj z Radwańską, musiałaby wznieść się na absolutne wyżyny. A i to mogłoby być za mało. Jeszcze przed meczem mówiła: - Ciężko się gra przeciwko koleżance.

Ciężko, bo Agnieszka postanowiła wyeliminować dwa z głównych dotąd mankamentów swojej gry. Pierwszy serwis był jak na nią mocny - 150-170 km na godz. - i celny: aż 77 proc skuteczności. Po drugie: była niemal bezbłędna. Statystyka niewymuszonych błędów, tak często w tenisie przywoływana, jest aż nadto znamienna. Radwańska w całym meczu popełniła ledwie siedem takich błędów, Domachowska - o 20 więcej Przegrała 1:6, 3:6.

Za rok zaatakuję

Najpewniej w piątek Agnieszka zmierzy się w trzeciej rundzie z Anastazją Pawluczenkowa, 17-latką z Rosji, która wyeliminowała bardziej utytułowaną Chinkę Na Li. To mogłoby zabrzmieć jak ostrzeżenie, gdyby nie predyspozycja Polki.

Wszak jest ona wymieniana jako główna faworytka do zwycięstwa w całym Wimbledonie. Wyżej bukmacherzy oceniają szanse jedynie Szarapowej, Ivanović, Janković, Safiny oraz sióstr Williams!

A z Sereną Williams przyszło się wczoraj zmierzyć młodszej z sióstr Radwańskich - Uli, która w jednym z wywiadów na granicy złości rzuciła: - Mam dość pytań w stylu: "Kiedy będziesz grała jak Agnieszka", a słyszałam ich w tym roku chyba ze sto.

17-latka może być jednego pewna: po tym, co pokazała w meczu przeciwko jednej z najsłynniejszych tenisistek świata, została zapamiętana, i to nie tylko jako "ta młodsza", także ta, która gra bardziej otwarty, ofensywny tenis. Odgryzała się nad wyraz dzielnie, imponowała trudnymi technicznie uderzeniami, udowodniła, że ma wspaniały bekhend. Williams musiała się mocno napocić. 6:4, 6:4 to nie jest wynik, który spotyka się w meczach pomiędzy turniejową "szóstką" a dziewczyną sklasyfikowaną o 183 miejsca w rankingu WTA niżej.

- Myślę, że zagrałam dobrze. W zasadzie nic w grze Sereny mnie nie zaskoczyło. Jej przewaga wynika przede wszystkim z serwisu, który jest naprawdę bardzo silny. Myślę, że brakuje mi do niej niewiele. Kto wie, może jak spotkamy się za rok, to ja wtedy wygram - mówiła po meczu Urszula.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.