Urbanowicz: Kończę grać!

Żywa legenda polskiego rugby schodzi z boiska. 42-letni filar młyna Lechii Gdańsk Janusz Urbanowicz w sobotę wybiegnie na boisko jako zawodnik po raz ostatni. On i jego koledzy z drużyny podejmą w ostatnim meczu sezonu wicemistrzów Polski - Budowlanych Łódź. Stawką jest Puchar Polski

Adam Mauks: Jaki prezent wymarzył pan sobie na koniec kariery?

Janusz Urbanowicz: Jasne, że Puchar Polski. Bardzo bym się cieszył, gdyby udało nam się go zdobyć.

Budowlani będą chcieli popsuć panu święto. Kilka dni temu warszawski Folc popsuł im finałową fetę i w ostatniej chwili wydarł mistrzostwo Polski.

- Na pewno czeka nas ciężki mecz. Ale wychodzimy na boisko, żeby wygrać, zdobyć puchar i poczuć się jako drużyna spełniona. Mamy już brązowy medal, choć on tak do końca nas nie satysfakcjonuje, bo go dostaliśmy od związku [przegranym z półfinałów play-off ligi przyznano ex aequo 3. miejsce - red.], a nie wywalczyliśmy na boisku. Teraz chcemy wywalczyć trofeum, które jest do zdobycia. Szanse obu zespołów oceniam na 50 procent.

Nie żal panu odchodzić po tylu latach gry?

- Oczywiście, że żal. Grałem w rugby 16 lat, zacząłem późno, bo dopiero w wieku 25 lat. To kawał czasu, ale biologii się nie oszuka. Człowiek jest coraz słabszy. Organizm coraz wolniej się regeneruje. Ja przez te lata doznałem mnóstwo kontuzji. Miałem kłopoty z kręgosłupem, zerwane więzadła i z tym wszystkim grałem. Ale nie można się ośmieszać. Zależy mi, żeby kibice zapamiętali mnie jako dobrego sportowca.

A co pan najchętniej pamięta ze swojej kariery?

- Radość z sukcesów. Tytuły mistrza Polski zdobyte z Lechią to było coś wspaniałego, żadnego z tych zwycięskich sezonów nie zapomnę.

Międzynarodowy sukces odniósł pan jednak z... Arką Gdynia.

- Zgadza się. W listopadzie 2005 r. na kilka dni wypożyczyły mnie z Lechii "Buldogi", bo jako mistrzowie Polski zakwalifikowali się do finału Klubowego Pucharu Europy w Splicie. Pojechałem tam z Arką i chcę gdynianom za to serdecznie podziękować, bo przeżyłem tam wielką przygodę, która na dodatek skończyła się dla nas pomyślnie. Arka zdobyła puchar, a ja cieszę się, że mogłem do tego sukcesu dołożyć swoją cegiełkę.

O czym chciałby pan zapomnieć?

- Aż tak źle nie było (śmiech). Ale muszę przyznać, że bardzo przeżyłem porażkę Lechii w półfinale play-off w 2003 r. Startowaliśmy wtedy z pierwszego miejsca i graliśmy z czwartym po sezonie zasadniczym Ogniwem Sopot. Przegraliśmy ten mecz po dogrywce, nie zdobyliśmy medalu i od tego czasu Lechia nie miała już złotego medalu, a wszyscy o nim w klubie marzymy.

No właśnie. Kiedy Lechia znów będzie mistrzem Polski?

- Jeszcze trochę. Za rok, może dwa odzyskamy tytuł. W Lechii tworzy się mocna paczka, zarząd fajnie pracuje. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Jestem pewien, że już niedługo tytuł wróci do Gdańska [Lechia ostatni raz zdobyła mistrzostwo w 2002 r. - red.].

Janusz Urbanowicz odchodzi z rugby? To brzmi niewiarygodnie.

- Ale ja nie odchodzę z rugby! Nie mogę bez niego żyć. Odchodzę jako zawodnik, ale chciałbym dalej pracować w Lechii i dla Lechii. Może jako trener pierwszej drużyny, może jako szkoleniowiec dzieci i młodzieży. Nie wyobrażam sobie odejścia z tego klubu. Moim marzeniem jest, by kiedyś młodszym kolegom z Lechii otworzyć szatnię, wydać piłkę, popatrzeć, jak trenują. Może wtedy będą liczyć się w Europie.

Ostatni mecz Janusza Urbanowicza odbędzie się w sobotę o godz. 16 na stadionie GOKF przy ul. Grunwaldzkiej. Wstęp jest wolny. Tuż przed finałowym meczem o Puchar Polski Lechia - Budowlani żaki i miniżaki Lechii pokażą, co potrafią.

Copyright © Agora SA