Władysław Prygoń: O dwa miejsca za nisko

Marcin Lew: Piłkarze pańskiego klubu znowu nie wywalczyli awansu do drugiej ligi, mimo że w tym roku teoretycznie zadanie było łatwiejsze niż w poprzednich sezonach.

Władysław Prygoń: Nie chcę na gorąco oceniać tego, co się stało. Przyjdzie na to czas przez najbliższe dwa tygodnie. Będę chciał porozmawiać z działaczami sekcji, żeby zobaczyć, gdzie został popełniony błąd.

Nie wiem, co się dzieje, bo przez ostatnie sześć lat walczyliśmy o awans i zawsze byliśmy te dwa miejsca niżej od pozycji dającej ten awans. W tym roku tak samo. Wchodziło osiem zespołów, a my zajęliśmy dziesiąte miejsce.

Ostatnie pięć sezonów na pewno było już podsumowanych. Czego więc wtedy zabrakło?

- Zazwyczaj brakowało pieniędzy. Przegrywaliśmy walkę z potentatami finansowymi w naszej lidze. Piłkarsko może i nie byliśmy słabsi, bo mecze bezpośrednie wygrywaliśmy. Trochę chyba na wyrost myśleliśmy, że jak będzie dobra gra, to przyjdą też sponsorzy. Tego jednak nie było.

W tym roku brak środków nie był chyba tak odczuwalny, bo jest różnica grać o jedno miejsce, a o osiem.

Kibice mają już chyba dość mówienia o awansie, a na koniec sezonu obchodzenia się smakiem. Z sezonu na sezon na stadion przychodzi ich coraz mniej.

- W tym roku nie mówiło się o awansie w rundzie jesiennej. Drużyna została znacząco przebudowana, odmłodzona. Kibice jednak wiadomo, że zawsze oczekują jak najlepszych wyników. Wpływy z biletów z kolei dają duże wpływy do klubu, a gdy kibiców nie ma - nie ma pieniędzy i koło się zamyka.

Może więc zły moment wybrano na odmłodzenie drużyny?

- Nie wiem. Ten zespół w wielu meczach prezentował się bardzo dobrze, nawet z mocnymi rywalami. Ale w spotkaniach z tymi teoretycznie słabszymi wkradała się jakaś niemoc.

Panu jako prezesowi Stali musi być chyba trochę wstyd, że klub, który grał dawniej w europejskich pucharach, musi tułać się po czwartej lidze.

- Na pewno jest to smutne i przykre, bo teraz będziemy grać z drużynami z takich miejscowości, które dawniej chciały po prostu być na naszym meczu.

Jaka jest rada na taki stan rzeczy? Jak wydobyć piłkę nożną w Stali z dna, na jakim się znalazła? Bo inaczej gry w nowej trzeciej lidze nazwać nie można. Rzeszowa nie stać na drugą ligę?

- Nie stać. Jakby było stać, to już dawno piłkarze graliby w wyższej lidze. Żeby ściągnąć dobrej klasy trenera, trzeba pieniędzy, to samo z zawodnikami. Gdyby co miesiąc były pewne wpływy do kasy, to można by było planować wydatki. A tego nie ma.

Mamy dobre szkolenie młodzieży, wielu reprezentantów Polski, ale nie ma to przełożenia na pierwszą drużynę. Podobnie jak w Stali Mielec. W seniorskiej piłce wchodzą bowiem już w grę większe pieniądze, a tych po prostu nie ma.

*Władysław Prygoń jest prezesem Stali Rzeszów

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.