Anglik pozbawił nas marzeń

Świetne interwencje Artura Boruca, gol Rogera i gdy wydawało się, że pokonamy Austrię, sędzia Howard Webb niesłusznie podyktował dla gospodarzy karnego. Ivica Vastic strzelił na 1:1. Nasze szanse na ćwierćfinał Euro 2008 są już tylko matematyczne

Wypełniony w połowie biało-czerwonymi kibicami stadion w Wiedniu skanduje "Roger, Roger" i "dziękujemy, dziękujemy" . Wszyscy odliczają już sekundy do ostatniego gwizdka. Euzebiusz Smolarek, aby zabrać jak najwięcej czasu, holuje piłkę do narożnika boiska. Nic nie może odebrać nam zwycięstwa. I w 92. minuta, Austriacy atakują po raz ostatni. Dośrodkowanie z rzutu wolnego, w polu karnym walka o piłkę, jaka zdarza się w każdym meczu. Mariusz Lewandowski lekko przytrzymuje Proedla. Austriak przewraca się na murawę, a Howard Webb odgwizduje faul. Szok i niedowierzanie. Gdyby za coś takiego dyktować karne, jedenastki wykonywane byłyby co dziesięć minut! Vastic wykorzystuje prezent od Anglika - 1:1. Jeszcze jeden atak Polaków i koniec. I w zasadzie koniec naszych marzeń o ćwierćfinale Euro 2008.

Roger, nasz Roger

Jeszcze przed rozpoczęciem meczu Jacek Bąk długo rozmawiał z Euzebiuszem Smolarkiem. Kapitan dawał młodszemu koledze ostatnie wskazówki, mające pomóc ograć defensywę gospodarzy. Szybko okazało się, że to graczowi Austrii Wiedeń potrzebne były instrukcje mówiące jak zatrzymać ofensywnych zawodników Josefa Hickersbergera. Ci od pierwszych minut spotkania przypuścili szturm na bramkę Artura Boruca. Nasz bramkarz dokonywał cudów. Już po kwadransie gry miał na koncie cztery (!) wygrane pojedynki, z których każdy winien być starciem przegranym. Boruc w wielkim stylu rozprawił się kolejno z Rolandem Linzem, Martinem Harnikiem, Christophem Leitgebem i Gyorgym Garicsem, a w międzyczasie wrzeszczał jak opętany na naszych obrońców, którzy - szczególnie Mariusz Jop i Marcin Wasilewski - zupełnie sobie nie radzili z rywalami. I nagle, pomimo miażdżącej przewagi Austriaków (statystyka strzałów z 17. minuty: 7:0, celnych 4:0!), mimo bezradności naszych w ofensywie (jedynym pomysłem było granie długich piłek na Marka Saganowskiego, który odbijał się od austriackich obrońców jak od ściany), stał się cud. Cud, któremu na imię Roger. Polski Brazylijczyk niczym rasowy snajper wykończył akcję Saganowskiego. Guerreiro wykorzystał szansę z zimną krwią i wzniósł ręce do nieba. Krótką modlitwę, którą odmówił nasz pomocnik, powinien te ofiarować Webbowi i jego asystentom, którzy nie zauważyli ewidentnego spalonego.

Polscy kibice, którzy dotąd do żywej krwi obgryzali paznokcie, zaczęli szaleć. Znów, jak przed meczem, zagłuszyli miejscowych fanów. Po stadionie Ernsta Happela pięknie niosło się radosne "Leoooo, Leoooooo" i "Gramy u siebie".

Nadzieja umiera ostatnia

Gol na moment zbawił też naszych piłkarzy. W defensywie nadal grali niepewnie, ale Boruc mógł choć trochę odsapnąć, bo kolegom udało się oddalić ciężar gry spod jego bramki. Ofensywa pracowała ociężale, jak stara maszyna, która piszczy, trzeszczy i sapie, ale pojawiły się wreszcie (mniejsza z tym, że kiepskie) próby gry kombinacyjnej, nasi utrzymywali się przy piłce, zaczęli próbować strzałów. Austriacy otrząsnęli się jeszcze przed przerwą. Jednak do szatni zeszli z poczuciem najbardziej brutalnej futbolowej prawdy - że piłka nie jest sprawiedliwa.

Przerwę bardzo pracowicie musiał spędzić Leo Beenhakker (zmienił beznadziejnego Jopa na Pawła Golańskiego). Po jego piłkarzach efekt pracy selekcjonera widać było wyraźnie. Walka, koncentracja, zagrożenie w ofensywie. "Jeszcze jeden, jeszcze jeden" - zaczęli skandować nasi kibice, którzy poczuli krew. A poczuli ją bo zespół z każdą minutą coraz bardziej napędzał - a jakże - fantastyczny Roger (gdy schodził z boiska w 84. minucie, Polacy zgotowali mu owację na stojąco), do którego równać zaczęli inni. Teraz to Juergen Macho musiał się wykazywać. Austriacki bramkarz błysnął szczególnie, gdy w odstępnie kilku sekund obronił groźne strzały Bąka i Mariusza Lewandowskiego. Klasę pokazał też przenosząc nad poprzeczkę piłkę po fantastycznej bombie z wolnego Jacka Krzynówka.

W drugiej połowie wśród Austriaków dobrze grał tylko ich bramkarz. Zawodnikom z pola nasi zwyczajnie nie pozwolili rozwinąć skrzydeł. Niestety, w doliczonym czasie gry Austriakom karnego podarował sędzia (zresztą po dwukrotnie wykonywanym rzucie wolnym...). Teraz do awansu potrzebne jest nam zwycięstwo współgospodarzy turnieju nad Niemcami i nasza wysoka wygrana nad Chorwacją.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.