Sylwetka Lewisa Loftona, koszykarza Pogoni Nowy Bytom

Serca rudzkich kibiców zdobył kilkoma iście wariackimi rzutami, po których piłka wpadała do kosza. Może grać jeszcze lepiej, ale pod warunkiem, że trybuny będą skandowały... jego słodki pseudonim.

Sylwetka Lewisa Loftona, koszykarza Pogoni Nowy Bytom

Serca rudzkich kibiców zdobył kilkoma iście wariackimi rzutami, po których piłka wpadała do kosza. Może grać jeszcze lepiej, ale pod warunkiem, że trybuny będą skandowały... jego słodki pseudonim.

Amerykanin Lewis Lofton zadebiutował w ostatnim meczu rudzian przed własną publicznością - przeciwko Noteci rzucił 24 punkty, miał siedem zbiórek, cztery asysty i dwa przechwyty. Niesamowitym rzutem za trzy punkty w ostatniej sekundzie pierwszej kwarty poderwał zespół i rudzką widownię.

- To był najjaśniejszy punkt mojego zespołu w tym meczu. Będziemy mieć z niego pociechę - ocenił swojego nowego zawodnika trener Pogoni Wojciech Krajewski.

Kosz zamiast rock and rolla

Lofton pochodzi z Memphis, miasta w stanie Tennessee, leżącego nad jedną z najdłuższych rzek świata - Missisipi. To miasto króla rock and rolla Elvisa Presleya, kolebka muzyki soul oraz miejscowość, w której zginął Martin Luther King.

Nastolatek zamiast muzykowania lub polityki wybrał koszykówkę. Ze sportem miał do czynienia od urodzenia, a piłką do basketu właściwie bawił się już w kołysce, bo mama była koszykarką, a ojciec - lekkoatletą.

Stamtąd trafił na uczelnię w Utah. W stanie Mormonów w miasteczku Ogden Lewis doskonalił się w koszykówce, ale nie tylko. Na studiach skończył fakultet nauczycielski, może teraz uczyć dzieci matematyki i wychowania fizycznego. - Pracowałem już w tej roli. Uczyłem dzieciaki i szło mi całkiem dobrze. To, że grałem w w kosza, tylko mi pomagało Uczniowie bardziej mnie cenili i szanowali - opowiada.

Warto dodać, że na obiektach uniwersytetu, gdzie uczył się Lofton, za kilka miesięcy odbędzie się rywalizacja w kilku dyscyplinach podczas zimowej olimpiady.

Lofton jest jednym z niewielu czarnoskórych koszykarzy z naszej ekstraklasy, dla których wzorem jest najlepszy... biały w tej grze, czyli Larry Bird. - To, co ten facet wyprawiał z piłką, było nieprawdopodobne. Godzinami ślęczałem przy telewizorze, by oglądać mecze Celtów z Bostonu. Dałbym każde pieniądze, żeby znów zobaczyć go w akcji - najlepiej razem z Michaelem Jordanem i Magikiem Johnsonem - wzdycha Lewis.

Widownia za płotem

Do zawodowych lig amerykańskich NBA czy CBA Lofton nie trafił. - Nie miałem agenta ani siły przebicia - komentuje. Zamiast tego wyjechał w świat. Najpierw do Ameryki Południowej, gdzie występował w ligach Chile, Wenezueli i Meksyku. - Wierzcie mi, to było najgorsze przeżycie w życiu. Nigdy więcej - kręci głową i zaciska zęby na samo wspomnienie meczów zwłaszcza w tym pierwszym kraju. - Zimne hale z powybijanymi szybami, a część widzów to wariaci, którzy rzucają na parkiet wszystko, co akurat mają pod ręką. Mówię wam, można oberwać. Widownię od boiska dzielił często potężny metalowy płot, ale i tak nie było bezpiecznie. Brr, okropieństwo - wzdryga się.

Postanowił zmienić otoczenie. W ten sposób trafił aż do Azji, do egzotycznej ligi koreańskiej. Dwa sezony nad Morzem Japońskim nie uważa za stracone. - Występowałem w silnych drużynach, a poza tym rozwinąłem mały prywatny biznes. O co chodzi? Sportowa odzież i obuwie są tam cholernie tanie, więc kupowałem sprzęt, by potem go korzystnie sprzedać - zdradza tajniki ekonomii.

Lofton grał w dwóch zespołach. Najpierw w Tongyang Orions, zaś ostatni sezon w KIA Pusan. Pobyt w tym drugim mieście, które podczas wojny koreańskiej przez trzy lata było stolicą kraju, wspomina bardzo miło. Ludzie mili, wszędzie ich pełno. Liga budowana na wzór amerykańskiej, bo szef NBA David Stern to dobry znajomy koreańskiego odpowiednika. Poziom gry? - wszyscy chcą rzucać, każdy z nich to urodzony strzelec - ocenia.

Nie mógł uwierzyć

Przed rozpoczęciem tego sezonu Lewis zastanawiał się, co robić dalej. Rozważał, czy nie zacząć kariery jako koszykarski menedżer, postanowił jednak, że z tym fachem zwiąże się za kilka lat, gdy skończy uprawiać sport, a tymczasem... - Mamo, jadę do Polski - zakomunikował pewnego wrześniowego dnia troskliwej matce, z którą często konsultuje życiowe decyzje. - Hmm, a co ty wiesz synu o tym kraju? - dopytywała się Corine Lofton.

Ruszyli do biblioteki, a dodatkowo Lewis przeprowadził szereg rozmów z kolegami, którzy już grali w naszym kraju. Tak przygotowany ruszył na podbój Europy.

Nie obyło się bez kłopotu, bo lot z Salt Lake City do Minnesoty, a stamtąd do Amsterdamu, miał zaplanowany na poranek 11 września. W drodze na lotnisko koszykarz z rosnącym zaskoczeniem i przerażeniem wysłuchiwał sensacyjnych doniesień o terrorystycznym ataku na Nowy Jork i Waszyngton. - To było jak w sensacyjnej książce albo jak filmach z Bondem. Najpierw długo nie mogłem uwierzyć, a potem coraz bardziej byłem zaszokowany - opowiada.

Tego dnia Lofton nigdzie nie poleciał. Pozamykane lotniska, wszędzie atmosfera strachu i wyczekiwania. Do Polski trafił, gdy sytuacja nieco się uspokoiła - w połowie października.

Przyjechał na Śląsk, do jednego z najbiedniejszych klubów naszej ekstraklasy. Zawodnik zdaje sobie sprawę, że nie jest koszykarskim asem, nie stawiał wygórowanych żądań finansowych. Kiedy Łotysz Bondarenko domagał się coraz większych pieniędzy, on przystał na warunki niezbyt bogatego klubu. Chciałby pograć u nas kilka lat. - Mam 29 lat, a czuję się, jakbym miał ich 22 - śmieje się.

Och, sweet Lou...

Lewis planuje naukę polskiego. - Jest łatwiejszy niż koreański. Poza tym liczę, że w nauce pomoże mi moja dobra znajoma... Margo Dydek - mówi.

Lofton ma pomóc Pawłowi Szcześniakowi i spółce utrzymać zespół w ekstraklasie. My zdradzimy kibicom, jak sprawić, by czuł się u nas, jak w rodzinnych stronach i grał jak natchniony. Przed laty, jeszcze w szkole średniej, jego dziewczyna wymyśliła mu przydomek, który potem podchwycili kibice szkolnego zespołu. - Zdarzało się, że gdy grałem, cała sala krzyczała: "Sweet Lou, sweet Lou"... To było wspaniałe - z rozmarzeniem wspomina nowy gracz Pogoni.

W niedzielnym meczu z Treflem Sopot Lewis Lofton był niewidoczny przez ponad dwie kwarty. W pierwszej połowie nie zdobył żadnego punktu, choć w ogóle nie schodził z parkietu. Wszystko zmieniło się po przerwie. W 25. min zdobył swój pierwszy punkt z rzutu wolnego i od tego momentu zaczął trafiać. Po trzech kwartach miał już 12 punktów, w całym meczu rzucił 20.

LEWIS LOFTON

urodzony 5 października 1972 r.

kluby: Conception (Chile, 1996/97), Mexico Star Monterrey (Meksyk, 1998), Bravos Caracas (Wenezuela, 1998), Kia Pusan (Korea, 1999/00), Tongyang (Korea, 2000/01), Pogoń Ruda Śląska (Polska, 2001/02)

hobby: wędkarstwo, komputery i golf

Copyright © Agora SA