Chuligan by się uśmiał

Po wybrykach chuliganów w Bełchatowie władze Legii triumfują. - Teraz wszyscy wiedzą dlaczego nie organizujemy wyjazdów - tłumaczy prezes Leszek Miklas. PZPN, organizator meczu, broni się. - Mieliśmy nie wpuścić kibiców? - pyta Zbigniew Koźmiński

Nie licząc wulgarnych przyśpiewek, finałowy mecz Pucharu Polski długo przebiegał wzorowo. Kibice z Krakowa w czerwonych koszulkach, warszawscy fani w białych, chóralne śpiewy, flagi i race. No właśnie. Race, o które tak walczą kibice w Polsce, obecnie są zakazane. Teraz były zarzewiem konfliktu. Idiota z Warszawy rzucił jedną z rac w stronę sektora kibiców Wisły. Idiota z Krakowa wyważył więc lichą furtkę w ogrodzeniu i tak skończyło się święto futbolu. Interweniowała policja, a mecz wznowiono po dziesięciu minutach.

Władze Legii, od niemal roku i niesławnych wydarzeń z Wilna pozostające w sporze ze swoimi kibicami, przed takim scenariuszem ostrzegały PZPN, organizatora finału. - Pan Zbigniew Koźmiński z PZPN był zszokowany tym, że nie organizujemy wyjazdów. Odpowiadam: panie rzeczniku, wie pan już, dlaczego tego nie robimy - stwierdził po meczu prezes KP Legia Leszek Miklas.

Koźmiński postanowił, że finał bez kibiców nie miałby sensu, i dlatego dał 2300 wejściówek na mecz w Bełchatowie Stowarzyszeniu Kibiców Legii Warszawa. Ono apelowało do kibiców Legii o wzorowe zachowanie. - Byłem załamany, gdy grupka idiotów popsuła świetną atmosferę - nie kryje Koźmiński. Dodaje jednak, że gdyby drugi raz miał podjąć decyzję, kibiców też by wpuścił.

Ani Legia, ani związek zdają się nie dostrzegać sedna problemu. Nie są nim kibice, czyli 99 proc. widowni wtorkowego meczu. Jest nim ten jeden procent chuliganów. Dlaczego w ogóle pojawili się na stadionie? Dlaczego wnieśli zakazane race? Na te pytania nikt nie potrafi odpowiedzieć. Legia zwraca uwagę, że w całej swej wspaniałomyślności PZPN zapomniał o... zakazach stadionowych. - Chcieliśmy przekazać organizatorom meczu naszą bazę danych ludzi, którzy mają zakaz stadionowy za ubiegłoroczne ekscesy w Wilnie i którzy w żaden sposób nie powinni się znaleźć na trybunach stadionu w Bełchatowie - opowiada Jarosław Ostrowski z zarządu KP Legia. - Jednak nikt z PZPN do nas o udostępnienie takich danych nie wystąpił. Dzisiaj na anonimową sprzedaż biletów każdemu, kto chce, nie można sobie pozwolić.

Co na to PZPN? Nabiera wody w usta. Koźmiński na pytanie dlaczego nie identyfikowano kibiców, odpowiada, że to nieprawda, bo zebrano ich dane. Pytanie tylko po co, skoro przed wejściem na stadion nikt tego nie sprawdzał?

Na szczęście jest spora szansa, że chuligani zostaną ukarani. Tuż po meczu zatrzymano trzech z nich. Groziła im grzywna w wysokości 5 tys. zł. Skończyło się na 1,5 tys. dla dwóch z nich, trzeciego czeka proces w normalnym trybie. Bynajmniej nie ze względu na widmo większej kary. Chuligan narzeka na zdrowie...

Policja zapewnia, że zatrzymanie kolejnych to kwestia czasu. Komendant Wojewódzki Policji w Łodzi powołał specjalny zespół, który ma ustalić uczestników chuligańskich ekscesów na stadionie, a pomóc mają w tym m.in. nagrania z kamer TVN.

Walka Legii z chuliganami - inna sprawa, że przy okazji ze zwykłymi kibicami też - będzie trwała dalej. Klub zapowiedział, że przed przyszłorocznymi rozgrywkami Pucharu UEFA wyśle pismo do europejskiej centrali piłkarskiej, w którym zaznaczy, że nie organizuje wyjazdów swoich kibiców na mecze. - Mogą sobie pisać. Jeśli kibice pojadą, i tak będą za nich odpowiadali, z tego, co wiem, takie są przepisy UEFA - ripostuje Koźmiński

Wiśle za to znów udało się najwyraźniej uciec od odpowiedzialności. Kilka tygodni po tym, jak na stadionie w Krakowie z trybun na boisko poleciał nóż (winnego wciąż nie odnaleziono), chuligani w szalikach klubu znów nabroili.

Kiedy wreszcie na stadionach wygrają kibice, nie chuligani? Wiele wskazuje na to, że i tym razem skończy się jak zawsze. Czyli na oburzeniu, obietnicach bezwzględnej walki i... na braku skutków.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.