Kubacki przez lata był asystentem kolejnych szkoleniowców Mostostalu-Azoty, obecnie Zaksy: Leszka Milewskiego, Jana Sucha, Waldemara Wspaniałego, Rastislava Chudika, Wojciecha Drzyzgi. O wyborze dwa lata temu Kubackiego na trenera kędzierzyńskiego zespołu przesądziła m.in. sytuacja finansowa klubu, był bowiem dużo tańszy od swoich poprzedników.
Zdobył dwa razy szóste miejsce w PLS-ie i... stracił posadę. A gdy ją dostawał, prezes Kazimierz Pietrzyk podkreślał, że kiedy Kubacki przestanie być pierwszym szkoleniowcem, będzie musiał z klubu odejść.
- Uratował go Krzysztof Stelmach [nowy szkoleniowiec Zaksy - przyp. red.], który sam chciał Kubackiego na swojego asystenta. Stelmach miał wolną rękę, mógł wziąć, kogo chciał. Nie ukrywam jednak, że swoją decyzją rozwiązał nam problem - przyznaje Pietrzyk, który podkreśla fachowość i sumienność Kubackiego. - Nie mam do jego warsztatu trenerskiego zastrzeżeń - mówi Pietrzyk, który mógł być pewny jeszcze jednego: lojalności Kubackiego.
Ten stracił pracę, bo nie zdobył serc kędzierzyńskich kibiców, w ich oczach ciągle pozostał drugim szkoleniowcem z nieodzownym laptopem na kolanach. - Zabrakło chemii między nim a zespołem - uzasadniał odejście Kubackiego prezes Pietrzyk.
Nie zrealizował także celu, jakim było zajęcie piątego miejsca w PLS-ie. - Niestety, doszła do tego zazdrość i zawiść części środowiska i kolegów trenerów. Pytali, dlaczego to akurat Kubacki został szkoleniowcem zespołu PLS-u - dodaje Pietrzyk.
Inna sprawa, że wcześniej w Kędzierzynie-Koźlu nie sprawdzili się ani Chudik, ani Drzyzga. Nieoficjalnie mówi się, że odejść Kubackiemu "pomogli" także niektórzy siatkarze.
- To były ciężkie dwa lata, wiedziałem, że porażka oznacza dla mnie nawet konieczność opuszczenia Kędzierzyna-Koźla. Dostałem szansę, było wyzwanie, podjąłem je - mówi Kubacki. I więcej wypowiadać się nie chce, zresztą jako pracownik klubu dostał wówczas od swojego szefa propozycję nie do odrzucenia. - Przez dwa lata udzieliłem wielu wywiadów, nie jestem już pierwszym szkoleniowcem Zaksy, a jako asystent nie powinienem się wypowiadać - ucina Kubacki wszystkie pytania dotyczące ostatnich dwóch lat.
Zaksa z budżetem około 4,5 mln zł przestała być potentatem w PLS-ie, właściwie kędzierzynianie dysponują takim samym budżetem jak pięć-sześć lat temu. Kłopot w tym, że rywale mają budżety już dwukrotnie większe, a co za tym idzie - dużo lepszych siatkarzy.
Teraz trudnej misji sprostania oczekiwaniom kibiców podjął się Krzysztof Stelmach. Wiele zależy od celów, jakie postawi zarząd klubu przed zespołem. Jeśli znów zapowie walkę o pierwszą czwórkę, to po raz kolejny będzie rozczarowanie. Zaksa będzie miała pod względem wielkości szósty-siódmy budżet w lidze. Wprawdzie pieniądze nie grają, ale zawodnicy za nie kupieni już tak. Tyle że w mieście pięciokrotnego mistrza Polski części kibiców trudno przyjąć to do wiadomości.
Miastem, które jeszcze bardziej niż Kędzierzyn-Koźle żyje siatkarską przeszłością, jest Nysa. Po spadku z PLS-u trzykrotnie podejmowano bezskuteczne próby awansu. Problem w tym, że część środowiska nie chce dopuścić do siebie myśli, że Nysy nie stać na grę w PLS-ie, co nie znaczy, że nie można o nią walczyć. Jednak brak awansu nie może być tragedią z kilku powodów.
Po pierwsze: Nysa nie ma odpowiedniego budżetu ani perspektyw na jego zdobycie. Druga sprawa to brak hali, stara nie uzyskałaby licencji. Budżet na poziomie około 800 tys. zł, oparty głównie na pieniądzach z miasta i uczelni, za co chwała obu instytucjom, to spora kwota jak na Nysę. Ale nie na PLS, gdzie roczny budżet nyskiego klubu wystarczy na zatrudnienie jednego kadrowicza, i to nie z pierwszej szóstki reprezentacji Polski!
Zbudowanie budżetu na poziomie około 3 mln zł, który dawałby jedynie teoretyczne szanse na utrzymanie w PLS-ie, to dla nyskiego środowiska abstrakcja. Tu też w tym roku zwolnili trenera swojaka Romana Palacza. On w ogóle nie chce na temat swojej pracy się wypowiadać, i nic dziwnego. Trenerem zrobił go jego pracodawca na nyskiej uczelni, rektor PWSZ Ryszard Knosala. Palacz przestał być trenerem pierwszego zespołu, ale nadal pracuje na uczelni. On również nie zdobył serc części nyskich fanów, podobnie jak jego poprzednicy. W ostatnich latach na tym stanowisku trwa prawdziwa karuzela. Zresztą w Nysie wielu jest ekspertów i quasi-trenerów, a na siatkówce zna się prawie każdy.
Palacz zdobył doświadczenie i tych sezonów na ławce trenerskiej nie żałuje, ale tyle inwektyw, ile wysłuchał pod swoim adresem, wystarczy mu chyba do końca życia.
Jeśli Kędzierzyn-Koźle i Nysa nie będą miały większych budżetów, to będą pod względem sportowym w najlepszym razie stały w miejscu. Kędzierzynianie będą walczyć o miejsca 5.-8. w PLS-ie, a dla Nysy sukcesem będzie rywalizacja w play-off w I lidze. Bez pieniędzy i silnych składów żaden trener, swój czy z importu, cudów nie zdziała.
A środowisko kędzierzyńsko-kozielskie ku przestrodze powinno popatrzeć na Nysę, PLS nie jest dana na zawsze - nawet pięciokrotnemu mistrzowi Polski.