Przygasłe gwiazdy

Miał być hit z ozdobą w postaci pojedynków Lionela Messiego i Cristiano Ronaldo, był średni mecz ze słabą grą gwiazd, Ronaldo szczególnie. W półfinale Ligi Mistrzów Barcelona zremisowała 0:0 z Manchesterem United

Wielki mecz na Camp Nou zaczął się od wielkich emocji. Już w 2. minucie na bramkę Victora Valdesa "główkował" Ronaldo, a strzał Portugalczyka zatrzymał ręką niefortunnie interweniujący Gabriel Milito. Wobec tego idol Old Trafford stanął przed wymarzoną szansą zdobycia gola z rzutu karnego. Ronaldo podszedł do piłki ustawionej na jedenastym metrze i.... trafił w słupek, ale nawet nie bramki, tylko ten, podtrzymujący naciąg siatki. Strzał w stylu niechlubnych, historycznych już uderzeń Davida Beckhama podziałał na 23-letniego Portugalczyka fatalnie. Uważany za najlepszego piłkarza świata Ronaldo do końca meczu nie potrafił się odnaleźć, notorycznie przegrywał pojedynki z wyjątkowo twardymi rywalami, notorycznie padał na murawę, i notorycznie szukał "sprawiedliwości" u sędziego. Jego koledzy zagrali równie słabo. Przez 90 minut Manchester oddał na bramkę Valdesa zaledwie 6 strzałów, przy 21 uderzeniach Barcelony. Podopieczni sir Aleksa Fergusona utrzymywali się przy piłce tylko przez 38 procent czasu gry, wykonali zaledwie trzy rzuty rożne, przy ośmiu egzekwowanych przez gospodarzy. Ale ostatecznie to Anglicy są w lepszej sytuacji przed zaplanowanym na wtorek rewanżem. A to dlatego, że i gwiazdy Barcy wczoraj nie błyszczały. Leo Messi zagrał godzinę, na więcej nie miał sił, bo dopiero wrócił po kontuzji. Przez ten czas Argentyńczyk pokazał kilka efektownych zwodów, ale wymiernych korzyści drużynie żaden z nich nie przeniósł. Prawdziwe szanse, i to ze cztery, na zdobycie zwycięskiego gola miał Samuel Eto'o. Ale Kameruńczyk jest cieniem samego siebie, i w sytuacjach podbramkowych przegrywa nie tylko z defensorami rywala, ale nawet z powracającymi za akcją napastnikami - wczoraj w najlepszej sytuacji zatrzymał go Wayne Rooney, w innej ciekawej piłkę wygarnął mu Carlos Tevez. Jeśli na rewanż gwiazdy się nie obudzą, znów zamiast hitu będzie rozczarowanie. Choć prawdę mówiąc trudno przypuszczać, by Manchester przed własną publicznością mógł zagrać równie słabo, co w Katalonii.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.