Tak się gra w piłkę

Ruch Chorzów - Lech Poznań 0:2 na Stadionie Śląskim. Po znakomitym meczu i pięknej bramce Henry'ego Quinterosa Lech Poznań po raz pierwszy od 19 lat wygrał w Chorzowie z Ruchem

Koniec meczu w Chorzowie. Lech wygrywa 2:0. Trener Franciszek Smuda, który przed meczem był kłębkiem nerwów, schodzi do szatni z rękoma w kieszeniach. Zaczyna ogarniać go ulga i odprężenie. - Tak się gra w piłkę - mówi, gdy mija dziennikarzy.

Dwie godziny wcześniej Smuda snuł się po długich korytarzach Stadionu Śląskiego. Niby z nami rozmawiał, ale myślami był zupełnie gdzie indziej. Zmartwiony i niewiarygodnie wręcz spięty. Było widać, że mimo 3:0 w Bełchatowie, obawia się o los meczu z Ruchem.

Były ku temu podstawy - Hernan Rengifo po meczu w Peru przyjechał do Katowic o godz. 2 w nocy. Spał niemal do południa, ale po zmianie czasu nadal był nieprzytomny. Usiadł więc na ławie. Macedończyk Zlatko Tanevski wyciął Smudzie niezwykły numer. Przyszedł do niego z informacją, że boli go kolano. - Daliśmy mu worek z lodem, żeby sobie przyłożył do nogi - opowiada Smuda. Tanevski przyłożył, ale... zasnął. Gdy się obudził, miał już poważne odmrożenie skóry na udzie. - Musi go obejrzeć dermatolog, ale kiepsko to wygląda - stwierdził lekarz Andrzej Pyda. - Cholera, grozi mu przeszczep skóry! - załamywał ręce Smuda, którego dobił jeszcze Dawid Kucharski - wypadł ze składu z powodu kontuzji łydki.

Obrona Lecha została zestawiona znów eksperymentalnie - tym razem z Grzegorzem Wojtkowiakiem na środku i Marcinem Kikutem na prawej. - Co mecz, to inny zestaw, ale można się przyzwyczaić - uśmiechał się Bartosz Bosacki, jedyny na razie pewny punkt obrony "Kolejorza". Występ Wojtkowiaka był największą zagadką (- Nigdy dotąd nie grałem na tej pozycji - stwierdził Wojtkowiak), tymczasem "Dyzio" poradził sobie znakomicie. Do tego stopnia, że zachwycony Smuda na konferencji pomeczowej stwierdził bez ogródek: - Narodził się nowy stoper! To Grzegorz Wojtkowiak!

A zapytany, jaki byłby optymalny zestaw obrony, gdyby wszyscy mogli grać, odrzekł: - Ten. Z ostatniego wygranego meczu. Każdy, kto chce zastąpić graczy, którzy wygrali, będzie musiał o to walczyć na treningach. Dotyczy to także wracającego po kartce Ivana Djurdjevicia.

Skoro Lech miał eksperymentalnie zestawioną obronę, zastosował najskuteczniejszą taktykę - starał się trzymać Ruch z daleka od bramki. Solidną robotę wykonała druga linia Lecha - tutaj dominacja "Kolejorza" była szczególnie wyraźna. Jedynym problemem był atak. Piotr Reiss nadal jest bez formy, więc lechici długo nie mogli wykończyć stwarzanych sytuacji. A było ich sporo, bowiem Lech nacisnął pressingiem i wręcz stłamsił Ruch na początku meczu. To był okres jego wręcz koncertowej gry. W 9 min Reiss zmarnował znakomitą sytuację i to był sygnał, że z kapitana zespołu znów nie będzie pożytku. Po przerwie zastąpił go zaspany Rengifo.

Pod koniec pierwszej połowy, a także na początku drugiej, Ruch nawiązał walkę z "Kolejorzem", przez co mecz stał na wysokim poziomie. Chorzowianie mieli swoje okazje, ale mniej niż lechici. Odcięcie od zagrań Martina Fabusza znacznie ograniczało zagrożenie ze strony Ruchu, a pressing wybił chorzowianom z głowy wszelkie pomysły na konstrukcje akcji. Została improwizacja.

Z każdą minutą spięcie Smudy lżało, bo widział on, że Lech jest wyraźnie lepszy. Że gra dobrze, utrzymuje się przy piłce, traci ją rzadziej niż we wcześniejszych meczach. Słowem - że to jest wreszcie to, o co w grze Lecha chodziło. Zupełnie ustąpiło jednak dopiero po golu, który padł po godzinie gry. A był to gol Quinterosa, więc - piękny. - Na tego gola złożyła się praca wielu piłkarzy, np. Murawskiego czy choćby to centro de Bandro, które wykończyłem strzałem z woleja - opowiadał potem Peruwiańczyk. - Wrzuciłem piłkę, ale nie byłem pewien, że dojdzie ona do Quinterosa - przyznał Bandrowski.

Zresztą w tym meczu było znacznie więcej pięknych chwil, którymi można się zachwycać. Kilka podań Murawskiego, Bandrowskiego, jedno z podań Marcina Kikuta - to były majstersztyki. Rajdy Marcina Zająca, który objeżdżał rywali i pole karne niczym hokeista (tu brakowało wykończenia), wreszcie twarda gra obronna Bosackiego czy Luisa Henriqueza. Wygrana Lecha miała wiele elementów składowych, a kropkę nad i postawił gol samobójczy Rafała Grodzickiego po składnej akcji Peruwiańczyków Quinterosa i Rengifo (Quinteros cały mecz grał dobrze, ale gdy tylko na murawę wszedł jego rodak, dostał nową porcję energii). Trener Ruchu Dusan Radolsky nie miał złudzeń. Jeszcze przed szatnią wyciągnął dłoń do Smudy. - Gratulacje, byliście lepsi - stwierdził

Bramki: Quinteros (62 min, z podania Bandrowskiego), Grodzicki (84 min, samobójcza po zagraniu Quinterosa)

RUCH: Mioduszewski - Nykiel, Grodzicki, Baran, Brzyski Ż - Ćwielong (68. Nowacki), Pulkowski (80. Adamski), Straka, Balaz Ż - Janoszka (68. Domżalski), Fabusz.

LECH: Kotorowski - Kikut Ż, Wojtkowiak, Bosacki, Henriquez - Injac, Murawski, Quinteros (88. Cueto), Bandrowski - Reiss (67. Rengifo), Zając (90. Wilk)

Sędziował Marcin Borski z Warszawy

Widzów 13 tys. (w tym 2050 kibiców Lecha i 600 kibiców Arki)

Copyright © Agora SA