Nie jestem przywódcą

Rozmowa z Marcinem Adamskim

Jerzy Walczyk: Boi się pan wicelidera ligi?

Marcin Adamski: Dlaczego mam się bać?

Groclin wygrał trzy tegoroczne mecze, zdobył w nich dziesięć goli i nie stracił żadnego. To robi wrażenie.

- Akurat w tych spotkaniach Groclin zagrał w tych meczach bardzo skutecznie, co nie znaczy, że również z nami pójdzie mu łatwo. Owszem, nasi rywale grają bardzo efektownie, ale muszą pamiętać, że nam bardzo zależy na trzech punktach. Liczę, że ich dotychczasowa dobra passa zakończy się na stadionie przy al. Unii.

W meczu z Groclinem będziecie walczyć nie tylko o punkty, ale też o posadę trenera.

- To mecz jak każdy inny. Nie możemy myśleć, że ma jakiś szczególny charakter.

Zagra pan przeciwko Adrianowi Sikorze, czołowemu strzelcowi ekstraklasy.

- To dobry chłopak, ale dla mnie nie ma znaczenia, kto będzie moim rywalem na boisku. Do każdego meczu podchodzę bardzo skoncentrowany, bo każdy rywal może mieć swój dzień i przeważyć szalę zwycięstwa na stronę przeciwników.

W dotychczasowych spotkaniach był pan najlepszym graczem drużyny z al. Unii. Nie żałuje pan teraz, że jest zawodnikiem ŁKS, a nie choćby Legii Warszawa czy choćby Groclinu?

- Czego mam żałować? Przyszedłem do Łodzi, aby pomóc w utrzymaniu. Wróciłem do polskiej ekstraklasy, aby jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Uważam, że w optymalnej formie będę dopiero jesienią, bo przez ostatnie osiem miesięcy normalnie nie trenowałem.

Niektórzy porównują pana do Tomasza Hajty, który był dobrym duchem zespołu z al. Unii. Po meczu z Legią można było odnieść wrażenie, że jest pan nowym przywódcą.

- Nie znałem osobiście Tomka, dlatego trudno mi jest odnosić się do tych porównań. Nie krzyczę na boisku na kolegów, ale staram im się przyjść z pomocą. Jak tylko mogę, staram się podpowiadać młodszym kolegom. Moją domeną nie jest krzyk, ale perswazja. Kapitanem jest Tomek Kłos, dlatego mówienie o mnie, że jestem przywódcą, jest określeniem nieco na wyrost.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.