Pozwolenia na udział w pierwszoligowych rozgrywkach
Widzew stracił 11 grudnia. Wtedy właśnie Związkowy Trybunał Piłkarski uznał, że klub musi spłacić stare długi i zawiesił mu licencję. Zaległości pochodzą jeszcze z poprzedniego wieku - dorobił się ich SPN Widzew SA, czyli spółka należąca do Andrzeja Pawelca i Andrzeja Grajewskiego.
Władze obecnego Widzewa zdecydowały, że spłacą stare wierzytelności, tyle tylko, że nie wiadomo było, ile i komu trzeba oddać. Dopiero pod koniec stycznia klub poznał dłużników. - Musimy się teraz temu przyjrzeć, przeanalizować. Będziemy chcieli spotkać się z wierzycielami i zapoznać z dowodami, jakimi dysponują. Usiądziemy do stołu i ponegocjujemy - mówił wtedy Bogusław Sosnowski, prezes Widzewa.
Licencja łódzkiego klubu nadal jednak nie została odwieszona. Przy al. Piłsudskiego liczą, że stanie się tak w środę. - Spełniliśmy wszystkie warunki, jakie postawił nam Związkowy Trybunał Piłkarski. 20 lutego jedziemy do Warszawy i jestem przekonany, że wrócimy z licencją - mówi Sosnowski. - Pod względem formalnym i prawnym nic nie stoi na przeszkodzie, by Widzew znów miał pozwolenie na grę w lidze. Chociaż, jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić, w Polsce nigdy nic nie wiadomo - dodaje.
Sosnowski nie chce powiedzieć, ile klub musiał oddać starych długów i ilu wierzycieli się zgłosiło. - Szczegółów nie podam. Po prostu spełniliśmy warunki trybunału - mówi tylko.
Widzew: - Degradacji nie będzie
Sprawa licencji nie jest jedyną, nad którą działacze Widzewa muszą rozmyślać. Druga to oczywiście degradacja za udział w korupcji. Do klubu dotarło wreszcie uzasadnienie Wydziału Dyscypliny, ale mocno spóźnione. Przepisy PZPN przewidują, że powinno to trwać siedem dni. - Czekaliśmy ponad trzy tygodnie. Teraz pracujemy nad odwołaniem - zdradza Sosnowski. - Dokładna analiza dokumentów wskazuje na to, że mamy tak mocne argumenty prawne, iż nasze odwołanie powinno przynieść dobry skutek, jeśli nie w pierwszej, to na pewno w kolejnej instancji. Powiem więcej, mamy gwarancję wygranej. Nie chcę jednak zdradzać naszych argumentów, by nasi przeciwnicy nie zdążyli się przygotować.