Grzegorz Szamotulski: - Za to oferta była poważniejsza. Z Celtikiem nie negocjowałem nawet przez sekundę. Owszem, prasa pisała, że jestem na liście życzeń Gordona Strachana, ale skoro w klubie został Artur Boruc, to po co miałbym tam trafić? Żeby go rozgrzewać?
- Gdybym chciał, to byłbym piłkarzem Rangersów. Tylko że Szkoci w rozmowie ze mną byli opryskliwi, stawiali mnie pod ścianą. Albo podpisujesz to, co ci podsuwamy, albo nie. A kto mnie zna, ten wie, że szantażem nic się ze mną nie ugra. Mówiono mi, że mam walczyć z McGregorem o miejsce w pierwszym składzie, że pewnie tę rywalizację wygram, a zarazem przedstawiono kontrakt na poziomie trzydziestego piłkarza. Może ktoś sądził, że przyjechał Polak znikąd i padnie na kolana przed Ibrox Park. Otóż nie padnie.
- To idealny klub. Od pół roku małymi krokami realizuję plan, który sobie nakreśliłem - chcę zaistnieć w Anglii, dobić się do Premiership. A Preston był najbardziej zdeterminowany, by mnie ściągnąć, a miło jest być chcianym. Przez najbliższe sześć miesięcy chcę się w tym klubie wypromować.