Michniewicz nie nakręca

- Nie ma co się nakręcać. Tuż przed mundialem pokonaliśmy Chorwację, wszystkim wydawało się, że będzie świetnie - przypomina Czesław Michniewicz. Były trener Zagłębia Lubin w rozmowie z ?Metrem" ocenia grę reprezentacji przeciw Czechom i prognozuje powołania na Euro 2008

Z Czesławem Michniewiczem rozmawia Łukasz Jachimiak

Jak podobał się panu mecz z Czechami?

- Nie oglądam piłki jak kibic, nie podniecam się wynikami, choć akurat ten, jaki osiągnęła nasza reprezentacja, jest fajny i poszedł w świat. Ale jako trener widziałem w grze naszej drużyny sporo mankamentów.

Mianowicie?

- To Czesi dyktowali warunki gry, to oni sprawniej budowali akcje, grali piłkę bardziej kombinacyjną. Szczególnie łatwo przedostawali się pod naszą bramkę skrzydłami, co źle świadczy głównie o naszych bocznych pomocnikach. W ogóle komentujący spotkanie Maciek Iwański bardzo chwalił nasze skrzydła, a ja uważam, że wcale nie spisały się rewelacyjnie.

Pewnie ma pan zarzuty do Jacka Krzynówka?

- Widać po tym chłopaku, że nie gra. Szkoda mi go, ale nie ma co się nad nim użalać. Jacek musi harować na treningach, może zdoła przekonać do siebie trenera Feliksa Magatha i wróci do składu Wolfsburga.

Za to Łobodziński był jednym z bohaterów.

- Wojtek strzelił bardzo ładną bramkę, dośrodkował piłkę, którą Lewandowskiemu wyłożył Smolarek, pokazał jeszcze ze dwie akcje, generalnie zagrał dobrze. Ale nie ma co wpadać w zachwyt.

Wygraliśmy z jedną z najlepszych drużyn świata, a pan mówi o tym tak na zimno. Gdzie entuzjazm?

- Nie ma co się nakręcać. Tuż przed mundialem pokonaliśmy Chorwację, wszystkim wydawało się, że będzie świetnie. Jak się skończyło, pamiętamy. Bardzo dobrze, że wygraliśmy z Czechami, ale wielkich emocji nie było, bo to przecież tylko towarzyska gra. Oczywiście była walka, piłkarze się nie oszczędzali, ale tak naprawdę mieli świadomość, że wynik nie jest najważniejszy. Co by się stało, gdybyśmy przegrali? Trenerowi byłoby trudniej wskazać popełnione błędy. Naprawdę największa zaleta zwycięstwa jest taka, że piłkarze zdecydowanie łatwiej przyjmą do wiadomości, że popełnili sporo błędów. A jestem przekonany, że Leo Beenhakker jako wybitny szkoleniowiec zauważył ich sporo.

Proszę o konkrety.

- Brakowało gry bez piłki. Najlepiej było to widać po kilku akcjach Mariusza Jopa. Chciał wyprowadzić piłkę, ale nie miał komu jej zagrać. To źle świadczy zwłaszcza o środkowych pomocnikach. Jesienią w Lizbonie ten sam Jop spokojnie rozgrywał akcje już od 25. metra przed naszą bramką. Wtedy miał komu podać, wszyscy się ruszali, byli aktywni. W ofensywie pokazaliśmy dwa świetne prostopadłe zagrania, pierwsze wykorzystał Łobodziński, drugie zmarnował Smolarek. Po bramce na 2:0 było coraz gorzej. Całe szczęście, że szybko zdobyliśmy gola. Wyszła nam kontra, my z kontry grać lubimy. Gdybyśmy musieli budować atak pozycyjny, nie radzilibyśmy sobie z nim tak jak Czesi.

Aż tak dobrze to oni sobie wcale nie radzili.

- Świetni nie byli, ale sam Koller mógł strzelić ze cztery bramki.

Mieliśmy jednak w bramce dwóch fachowców. Obaj są według pana pewniakami na Euro?

- Oglądałem mecz z synem. Mówiłem mu, że obrona karnego dla bramkarza jest czymś wyjątkowym. A Boruc tego karnego złapał. To wielka klasa. On na pewno pojedzie na mistrzostwa. Drugim będzie według mnie Wojtek Kowalewski. Wrócił do Polski, czuje swoją szansę, i chyba ma rację. Przecież to on bronił na początku eliminacji. I gdyby nie złapał głupiej żółtej kartki z Portugalią, Boruc do dziś mógłby być rezerwowym. Trzecie miejsce zająć powinien Fabiański, ale Kuszczak i Pawełek też nie są bez szans.

A Dudek?

- On nie ma argumentów. Nie gra w klubie, ma już swoje lata. Na trzeciego lepiej zabrać piłkarza, który ma zbierać doświadczenia.

Mówiliśmy o Krzynówku, a co z Żurawskim? Myśli pan, że ta dwójka może nie znaleźć się w kadrze na Euro?

- Mam nadzieję, że obaj osiągną lepszą dyspozycję. Z Żurawskim musi być lepiej. Nie po to przeszedł do Larissy, żeby nie grać. On ma tam być gwiazdą.

Jeśli Żurawski się nie odrodzi, to może zastąpi go Wichniarek?

- Po meczu z Czechami o Arturze nie można powiedzieć zbyt wiele. Walczył, był faulowany, posłał ładną piłkę do Smolarka, który powinien to podanie wykorzystać... Chyba tyle.

A może Beenhakker wreszcie sięgnie po Jelenia?

- Naprawdę nie wiem, dlaczego Jeleń nie jest powoływany. Na mistrzostwach świata był naszym najlepszym piłkarzem. To napastnik, a ja widzę w nim też nowoczesnego skrzydłowego. Takiego, który nie boi się gry nie tylko 1 na 1, ale też 1 na 2. Ten chłopak gra w stylu Ryana Giggsa i Francka Ribery'ego. Ale oczywiście Leo ma prawo do swojej koncepcji, w której Jelenia nie uwzględnia. I nie męczmy go podpowiadaniem. Czasem łatwiej podjąć pewne decyzje bez medialnego szumu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.