Jak GKS negocjował z Matusiakiem

Dyrektor kopalni Bełchatów nie zgodził się, żeby Radosław Matusiak przez trzy miesiące grał w GKS za darmo. - Po 12 godzinach syn był w Wiśle Kraków za bardzo duże pieniądze - opowiada Janusz Matusiak, ojciec piłkarza.

Za darmo, znaczy za drogo - komentarz

W środę wypożyczony na trzy miesiące z Heerenveen reprezentacyjny napastnik dołączył do lidera ekstraklasy, który przygotowuje się do rundy wiosennej w Hiszpanii. Jeśli po sezonie krakowski klub zdecyduje się na transfer, musi zapłacić Holendrom 3 mln euro.

- Z Wisłą nie wypadało nawet negocjować warunków, tylko podpisać umowę - opowiada Janusz Matusiak, który jest menedżerem syna. - Ale Radek chciał grać w Bełchatowie, dlatego po zerwaniu negocjacji miał łzy w oczach.

Matusiak pod koniec 2005 roku został sprzedany do Palermo, ale nie zdołał wywalczyć miejsca w podstawowym składzie. Dlatego latem zdecydował się odejść do Heerenveen, które zapłaciło za niego ponad 3,7 mln euro. Jednak w Holandii przegrał rywalizację z Brazylijczykiem Alfonso Alvesem.

Bardzo rzadko pojawiał się na boisku, dlatego bał się, że może nie pojechać na mistrzostwa Europy. Leo Beenhakker stwierdził bowiem, że w kadrze na Euro znajdą się tylko ci piłkarze, którzy regularnie występują w swoich klubach. Na początku stycznia rozpoczął starania o powrót do Polski. Chciała go wypożyczyć Sparta Rotterdam. - Kiedy napisały o tym holenderskie gazety, zadzwonił Jacek Bednarz z Wisły Kraków - opowiada Janusz Matusiak. Ale jego syn chciał odzyskać formę w Bełchatowie. Dogadał się z Heerenveen, które zgodziło się go wypożyczyć. W czwartek pojawił się w GKS. - W drużynie jest kilku nowych chłopaków, ale większość została ta sama, trener ten sam, treningi bardzo podobne. Czuję się tak, jakbym wyszedł i za chwilę wrócił - opowiadał.

Matusiak był pewien, że zostanie zawodnikiem GKS. W środę bełchatowski klub przedstawił mu warunki umowy: miał zarabiać 55 tys. zł miesięcznie. Janusz Matusiak: - Taką ofertę złożył jeden z członków rady nadzorczej GKS.

Jego zdaniem to dużo mniej, niż syn zarabiał w Holandii czy nawet dawała Wisła. Zawodnik chciał jednak grać w swojej ulubionej drużynie, pod kierunkiem trenera, do którego miał zaufanie. Przyjechał do Polski i trenował z zespołem. W sobotę miał ustalić szczegóły. Pojawił się w Bełchatowie razem z ojcem. I bardzo się zdziwił, bowiem Włodzimierz Sarnecki, przewodniczący rady nadzorczej sportowej spółki, stwierdził, że wszystko się zmieniło, ponieważ na ustaloną wcześniej sumę nie zgadza się dyrektor kopalni. Tym razem zaoferował 20 tys. zł miesięcznie plus 15 tys. za każdy mecz wygrany i po 10 tys. za remis i porażkę. Wszystko to kwoty brutto.

- Byliśmy zdumieni, że nie dotrzymano terminu, ale Radek i tak się zgodził, bo chciał grać w Bełchatowie - twierdzi ojciec. Zawodnik pojawił się na sparingu z Wisłą Płock, ale nie zagrał. Blisko tysiąc kibiców było bardzo zawiedzionych. W poniedziałek przed południem miał wreszcie podpisać umowę. - O godz. 11.30 powiedziano nam, że poprzednie uzgodnienia są już nieaktualne - mówi Janusz Matusiak. - Teraz premia za zwycięstwo miała wynosić 12 tys. zł, a 8 tys. za remis. Za przegrany mecz nie było nic. Radek był załamany takim traktowaniem, ale zgodził się. Wtedy panowie Sarnecki i Wagenknecht poszli do Sport Hotelu [naprzeciw stadionu GKS], gdzie czekał Jacek Kaczorowski, dyrektor kopalni. Wrócili i powiedzieli, że GKS może zapłacić 100 tys. zł, czyli po 20 tys. miesięcznie. Syn, gdy to usłyszał, miał łzy w oczach. Czuł, że komuś zależy, by nie grał w Bełchatowie. Wróciliśmy do Łodzi.

Do przyjęcia propozycji reprezentanta Polski przekonywali koledzy z drużyny, m.in. Łukasz Garguła, i trener Orest Lenczyk. Dlatego uzgodnił z prezesem Jerzym Ożogiem, że o godz. 18, po popołudniowym treningu, podpisze dokumenty, a potem wyjedzie z zespołem na zgrupowanie do Hiszpanii.

Ojciec piłkarza: - O godz. 17.15, kiedy byłem w drodze do Bełchatowa, zadzwonił prezes Ożóg z informacją, że warunki się zmieniły. Teraz jest to 10 tys. zł plus 50 tys. premii za zajęcie przez GKS drugiego lub trzeciego miejsca.

W międzyczasie pojawiały się informacje, że do najbardziej spektakularnego transferu może nie dojść, bowiem Matusiak żąda ogromnych pieniędzy, porównywalnych do tych, które zarabia w Holandii. Dlatego jego ojciec, jadąc na rozmowy, kupił dyktafon i nagrał ostatnią turę negocjacji. - Chciałem nagrać tę farsę, bo inaczej nie można tego nazwać - opowiada.

Podczas rozmów w poniedziałek wieczorem Radosław Matusiak wziął dokumenty z ostatnią ofertą i poszedł z nimi do trenera Lenczyka. Usłyszał: "Chłopie, co ty tu jeszcze robisz. Musisz się szanować". Zdenerwowany stwierdził, że jest gotów przez trzy miesiące grać za darmo, ale pod warunkiem, iż klub poda to do publicznej wiadomości. - Ten punkt opuszczamy, za darmo nie może pan grać - słychać w nagraniu. - Jestem starszy i nie życzę sobie, by mnie straszyć.

Według Janusza Matusiaka to słowa przewodniczącego rady nadzorczej klubu. - Miałem nie ujawniać tych nagrań, ale gdy przeczytałem słowa dyrektora Kaczorowskiego, że chłopakowi poprzewracało się w głowie, a kopalnia to nie jest instytucja charytatywna, postanowiłem pokazać, że to kłamstwo. Nie robię tego dla Radka, który 12 godzin po zerwaniu rozmów był zawodnikiem Wisły, ale żeby pokazać kibicom GKS, jak wyglądała sytuacja - twierdzi wzburzony. Jego zdaniem chodzi o osłabienie pozycji prezesa Ożoga i trenera Lenczyka. - Po ewentualnym niepowodzeniu na zakończenie sezonu będzie można ich zwolnić.

Rozmowy z Radosławem Matusiakiem

Poniedziałek, godz. 15

Na Zachód wyjechał pan z klubu, który walczył o mistrzostwo Polski, a wraca do ligowego średniaka...

- Dlatego chcemy przywrócić drużynie blask z poprzedniego sezonu. Chcemy znów fajnie grać w piłkę i tak jak wtedy być zagrożeniem dla Wisły i Legii.

Czyli dla klubów, które podobno teraz były panem zainteresowane.

- Moje przejście do Wisły było możliwe, rozmawiałem o tym z Jackiem Bednarzem. Cieszę się, że taki klub jak Wisła był mną zainteresowany. Ale jestem w Bełchatowie u trenera Lenczyka, wiem, co mnie tutaj czeka. Przejście do Wisły na tak krótki okres [trzy miesiące] chyba byłoby bez sensu. A tak zagram dla GKS i myślę, że będzie to z korzyścią i dla klubu, i dla mnie.

Dla pana, bo chce pan regularnie grać i jechać na Euro...

- Oczywiście, bardzo zależy mi, by znaleźć się w kadrze na mistrzostwa Europy. W Bełchatowie chcę odbudować formę i grać tak, jak przed odejściem. Jeśli tak będzie, to wiem, że mam szansę być w reprezentacji.

Rozmawiał pan na temat powrotu do Polski z którymś z trenerów kadry?

- Rozmawiałem z Leo Beenhakkerem i poparł mój wybór. Powiedział, że w GKS będę miał większą szansę na grę niż w Holandii i dzięki temu będzie mógł mnie regularnie obserwować na boisku.

Pan w GKS, Maciej Żurawski w Larissie, Grzegorz Rasiak w Boltonie. Nerwowo się zrobiło przed Euro...

- Nie nerwowo, po prostu wszyscy chcemy regularnie grać i dać trenerom kadry okazję, by co weekend mogli nas oglądać. Każdemu zależy, by jechać na Euro. Oby każdemu z nas zmiana klubu wyszła na dobre.

Wtorek, godz. 19

Andrzej Klemba: Jednak trafił pan do Wisły...

Radosław Matusiak: Sprawa jest już dopięta. Wisła była mną zainteresowana, a ja też szukałem dobrego klubu. Badania są formalnością, a już w środę lecę do Hiszpanii na obóz. Większość chłopaków znam, więc problemów z wejściem w drużynę nie powinno być. Kraków też dobrze poznałem [Matusiak jako piłkarz Szczakowianki Jaworzno mieszkał w Krakowie].

Kilka dni wcześniej wolał pan jednak GKS Bełchatów...

- Temu klubowi dałem pierwszeństwo, bo znam dobrze trenera i zawodników. Nie wyszło, więc chętnie przystałem na propozycję Wisły.

Wisła potrzebowała wysokiego napastnika. Pan spełni te oczekiwania?

- Mam nadzieję, że tak. W rozmowach ten temat się przewijał i wiem, czego ode mnie oczekują. W drużynie nie brakuje napastników, bo są m.in. Paweł Brożek i Andrzej Niedzielan, ale w tym klubie zawsze była silna konkurencja. Nie obawiam się rywalizacji, ale w GKS-ie miejsce w składzie miałbym pewniejsze. Z drugiej strony, jeśli nie wywalczę sobie miejsca w Wiśle, to znaczy, że na Euro 2008 nie będzie dla mnie miejsca.

Wisła myśli o Lidze Mistrzów. Tymczasem jest pan wypożyczony tylko do końca sezonu.

- Z tego, co wiem, działacze już podjęli kroki, by wydłużyć okres mojego pobytu w Krakowie.

Dużo pan stracił finansowo w porównaniu z Heerenveen?

- Nie tak dużo, ale istotnie straciłem.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.