Idea Śląsk Wrocław - Prokom Trefl Sopot 84:82

Idea Śląsk Wrocław - Prokom Trefl Sopot 84:82

Kwarty: 25:20, 15:24, 20:20, 24:18.

Idea Śląsk: Fietisow 28 (5), Hawkins 16, Einikis 15, Adomaitis 8, Zieliński 8 (1) oraz Tomczyk 6, Vinson 3 (1), Alanović 0, Bigus 0.

Prokom Trefl: Vranković 21 (1), Milicić 16 (1), Marković 12 (2), McNaull 12, Ansley 6 oraz Szybilski 11, Gregov 3 (1), Maskoliunas 1, Jankowski 0.

Gracz meczu: Andriej Fietisow

- w tym meczu wykonał wszystko, poza decydującym rzutem.

Andriej Fietisow i Gintaras Einikis zapewnili Idei-Śląsk Wrocław zwycięstwo 84:82 nad Prokomowi-Trefl Sopot w sobotnim meczu na szczycie PLK. Już tylko wrocławianie są niepokonani w ekstraklasie koszykarzy.

Fietisow zagrał znakomicie, Einikis chwilami beznadziejnie, ale trafił do kosza w najważniejszym momencie zdobywając decydujące punkty. Rosjanin był nie do zatrzymania w ataku (28 punktów, przy znakomitej skuteczności - czterech celnych rzutach za dwa na cztery próby i pięciu trafieniach za trzy na osiem rzutów). Również w obronie był filarem swojej drużyny (dziewięć zbiórek, pięć bloków oraz cztery przechwyty). Śmiało można powiedzieć, że dzięki Rosjaninowi mecz w hali Orbita nie przypominał tego o Superpuchar, w którym Prokom rozgromił wrocławian. To dzięki Fietisowowi Śląsk nawiązywał wyrównaną walkę nawet po tym, jak przegrywał 10 punktami. Skrzydłowy Śląska walczył o każdą piłkę, podejmował ryzyko rzutów w trudnych momentach, a wystarczyło, że na chwilę usiadł na ławce, a Śląskowi grało się gorzej.

Einikis natomiast po raz kolejny spisywał się słabo, choć patrząc na jego statystyki, można odnieść wrażenie, że zagrał bardzo dobrze (15 punktów, dziewięć zbiórek). Wrocławski środkowy w trzech pierwszych kwartach grał nieporadnie, zarówno w ataku, jak i w obronie. Na niespełna dwie sekundy przed końcową syreną trafił jednak z półdystansu i zapewnił swojej drużynie zwycięstwo. I tylko dlatego jego występ można ocenić pozytywnie.

- Zagrał dobrze, ale nierówno. Raz bardzo dobrze w ataku, by po chwili odpoczywać w defensywie. Trafił jednak najważniejszy rzut, co przecież nigdy nie jest łatwe - ocenił grę Einikisa trener Piero Bucchi.

Mecz Śląska z Prokomem budził wielkie emocje. Biletów zabrakło już dwie godziny przed meczem, a przed samym spotkaniem wejściówki sprzedawane były przez "koników" po dwukrotnie wyższych cenach. We wrocławskiej hali Orbita zjawili się też trener Anwilu Stevan Tot oraz dyrektor włocławskiego klubu Arkadiusz Krygier. Nikt się nie może być zawiedziony. Mecz był znakomity, trzymał w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty, nie brakowało efektownych akcji zarówno w ataku, jak i w obronie, a wszystko zwieńczyła dramatyczna końcówka.

Poza pierwszą wygraną przez gospodarzy kwartą, w drugiej i trzeciej goście byli zdecydowanie lepsi. Niemal przez cały czas wygrywali różnicą kilku punktów, a w 27. minucie po trafieniu znakomitego Josipa Vrankovicia prowadzili już nawet dziesięcioma punktami (62:52). O ostatecznym sukcesie Śląska zadecydowały dwa czynniki: obrona strefowa zarządzona przez trenera Bucchiego już w trzeciej kwarcie oraz dwa błędy indywidualne w ostatnich sekundach spotkania graczy Trefla.

- Postawienie strefy było niezwykle ważne i skuteczne. Prokom złapał właściwy rytm gry, a dzięki takiej obronie udało nam się go z niego wybić - oceniał trener Bucchi.

Śląsk systematycznie nadrabiał straty. W końcówce meczu Fietisow nie był już jedynym graczem meczu, który systematycznie punktował. Swoje kosze dorzucał także Michael Hawkins, bardzo aktywny szczególnie w ostatnich minutach. To głównie dzięki tym dwóm graczom w 32. minucie Śląsk prowadził 65:64. W dramatycznej końcówce zdecydowały szczegóły. Na 39 sekund przed końcem Prokom prowadził jednym punktem 80:79, a atak gości wyprowadzał Igor Milicić. W niewiarygodny sposób odebrał mu jednak piłkę Michael Hawkins i zdobył punkty. To był przełomowy moment w meczu. - Hawkins miał go sfaulować, ale zanim to zrobił spróbował przechwycić piłkę i mu się udało - mówił po meczu szczęśliwy Bucchi.

Po tej akcji goście jeszcze bardziej się pogubili, gdyż wyprowadzaną piłką spod kosza przechwycił Dainius Adomaitis. Litwin od razu został faulowany. Wykorzystał jednak tylko jeden rzut wolny i Śląsk prowadził zaledwie dwoma punktami. Akcja Trefla też została zatrzymana faulem i Josip Vranković z linii rzutów wolnych doprowadził do remisu. Piłkę jednak miał Śląsk. Wrocławianie wyprowadzili atak i właśnie wówczas Gintaras Einikis zdecydował się na rzut z półdystansu. Piłka trafiła do kosza na 1,7 sekund przed syreną. Czasu na odpowiedź goście już nie mieli. Publiczność przyjęła zwycięstwo Śląska owacją na stojąco. Kibice odreagowali klęskę mistrzów Polski w Superpucharze.

Po meczu obaj trenerzy byli zadowoleni. - W tak wyrównanym meczu potrzeba trochę szczęścia i my je mieliśmy, ale mój zespół pokazał też charakter - mówił włoski szkoleniowiec Idei.

Włoch po spotaniu był wreszcie rozluźniony. Na pomeczowej konferencji śmiał się, żartował. Na pytanie jednego z dziennikarzy, na jaką pozycję będzie szukał jeszcze graczy? Z pełną powagą odpowiedział: "na pozycję bramkarza".

Pytanie dotyczyło jednak konkretnej pozycji. W Śląsku znów słabo zagrał Fred Vinson. Nikt po meczu z wrocławskiej ekipy nie krytykował Amerykanina, ale jego marginalny udział w grze Śląska sugeruje, że niedługo z zespołem się pożegna.

Eugeniusz Kijewski mimo porażki nie krył zadowolenia. - Rozegraliśmy kolejne bardzo dobre spotkanie, którego poziom mógł zadowolić kibiców. Przegraliśmy szczegółami, dwie proste straty w końcówce zadecydowały o porażce na własne życzenie. Do gry zespołu nie mam jednak zastrzeżeń. - ocenił.

Prokom drugi raz we Wrocławiu udowodnił, że w tym sezonie będzie walczył o mistrzostwo Polski. Sopocianie mają drużynę silną i wyrównaną - na każdą pozycję po dwóch równorzędnych zawodników. W sobotę w poszczególnych kwartach ciężar zdobywania punktów brali na siebie inni koszykarze Prokomu. I tak w pierwszej rzucał głównie Igor Milicić, w drugiej trafiał Dragan Marković oraz Piotr Szybilski, który z łatwością ogrywał pod koszem najpierw Rafała Bigusa, a potem Gintarasa Einikisa, w kolejnej popis strzelecki dał Josip Vranković.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.