Jagiellonia gra ostatni mecz przed przerwą

5 sierpnia piłkarze Jagiellonii przekonali się dobitnie, jaka różnica dzieli ich między drugą a pierwszą ligą. Teraz białostoczanie tworzą już zupełnie inny zespół - dużo lepszy, który nie przegrał żadnego z ostatnich sześciu spotkań. Tylko czy stać ich na rewanż za jedyną w tym sezonie porażkę u siebie?

Cztery miesiące temu Dyskobolia wygrała w Białymstoku 3:1. Gospodarze mieli co prawda szansę na lepszy wynik (doprowadzili do wyrównania po przerwie), ale bliżej byli raczej jeszcze wyższej porażki.

- Wtedy zapłaciliśmy frycowe. Można powiedzieć, że jako zespół uczyliśmy się dopiero gry w I lidze - wspomina pomocnik białostoczan Dariusz Jarecki.

Białostoczanie tworzą zupełnie teraz inną ekipą także kadrowo. W tamtym spotkaniu od pierwszej minuty na boisku pojawili się m.in. Marcin Wincel, Dawid Sołdecki i Rafał Bałecki. Pierwszy z nich z rzutu karnego strzelił nawet wyrównującego gola. Jednak dla wszystkich z nich był to pierwszy i ostatni występ w ekstraklasie jesienią, teraz nawet nie ma co ich szukać w meczowej osiemnastce. Co więcej najprawdopodobniej Wincel i Bałecki zimą odejdą z klubu. Nieprzesądzony do końca jest tylko los Sołdeckiego, w jego przypadku trener Artur Płatek jeszcze się waha.

- Teraz jesteśmy inną drużyną - stwierdza szkoleniowiec. - Jestem przekonany, że tym razem zdołamy powalczyć z zespołem z Grodziska Wielkopolskiego.

Niestety, trener ma pewien problem ze skonstruowaniem wyjściowej jedenastki. Z Dyskobolią z powodu nadmiaru żółtych kartek nie mogą zagrać Rodnei i Remigiusz Sobociński. Obaj ostatnio byli wiodącymi postaciami Jagiellonii.

- Ich brak to spora strata - uważa Jarecki. - Przecież wszyscy widzieli we wcześniejszych meczach, jak grał Rodnei, że to był bardzo pewny punkt zespołu. Podobnie z Remkiem, który ostatnio jest w wysokiej formie, strzelał ważne gole. Ale cóż, będziemy musieli sobie radzić bez nich.

Brak Rodneia w obronie to mimo wszystko mniejszy kłopot, gdyż po kontuzji do gry gotowy jest Radosław Kałużny. Ponadto w obwodzie szkoleniowiec ma jeszcze Marka Wasiluka. Kałużny może też wystąpić w pomocy, gdzie trzeba wypełnić lukę po kontuzjowanym Jacku Falkowskim. Gorzej wygląda sprawa w ataku. Do Grodziska Wielkopolskiego szkoleniowiec zabrał trzech napastników: Ernesta Konona (w tym sezonie rozegrał tylko kilka minut w I lidze), nastoletniego Karola Janika (19 minut w przegranym wysoko pojedynku z Wisłą Kraków) i Vuka Sotirovicia, który wciąż narzeka na jakieś kłopoty zdrowotne i nie potrafi wywalczyć sobie na dłużej miejsca w podstawowym składzie.

- Vuk przez ostatni miesiąc praktycznie tylko dwa razy trenował z zespołem i na pewno nie zagra od początku - oświadcza Płatek. - Ale wcale nie jest tak, że nie będziemy mieli kim straszyć w ataku: jest Janik, Konon. Mam nadzieję, że nie wrócimy z pustymi rękoma.

O tym, że Konon ma szansę występu szkoleniowiec wypowiadał się już przed kilkoma wcześniejszymi spotkaniami, po tym jak zawodnik z dobrej strony pokazał się w Pucharze Ekstraklasy. Zawsze kończyło się tylko na zapowiedziach. Tym razem może to się jednak zmieni i to Konon zagra od pierwszej minuty.

- Dopatruję się szansy występu we wszystkim, ale na razie trener podejmował inne decyzje, zawsze były one jednak jak najbardziej słuszne - mówi napastnik. - Są dobre wyniki, zespół też spisuje się dobrze, a więc nie mogę narzekać. Na świecie jest wielu zawodników, którzy czekają na swoją szansę, ja jestem po prostu jednym z nich. Jedno jest pewne, czy zagram czy nie, to wszyscy chcemy podtrzymać dobrą passę i nie przegrać siódmego spotkania z rzędu - to jest nasz cel. Aby to zrealizować, nie możemy jednak myśleć tylko o remisie, musimy walczyć o wygraną.

Z tym może być jednak spory problem. Piłkarze Dyskoboli z dotychczasowych siedmiu spotkań, w których wystąpili w roli gospodarza, przegrali tylko jedno, dwa inne zremisowali.

- Mamy świadomość z kim gramy, że jest to czołówka ligi, ale do tego spotkania podchodzimy na takim psychicznym luzie. Zdobyliśmy już 23 punkty, a takiego dorobku przed startem rozgrywek w tym momencie raczej nikt się nie spodziewał - mówi Jarecki. - A z uwagi na to, że jest to ostatni mecz przed urlopami, to może rywale myślami będą już przy stole wigilijnym, a my zatrzymamy Strusia Pędziwiatra [szybkiego napastnika Dyskoboli Adriana Sikorę - red.] i w jeszcze lepszych nastrojach udamy się na wolne - żartuje pomocnik.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.