Kwitnie czarny rynek biletów na Euro

We wtorkowej ?Gazecie" ukazało się ogłoszenie firmy Euroteam, która za 700 euro oferuje bilety na główną trybunę meczu Polska - Niemcy. - To czarny rynek - przestrzega UEFA

Norweska firma Euroteam oferuje wejściówki na wszystkie mecze Euro. Żeby np. zobaczyć w Wiedniu spotkanie Polski z Austrią na łuku trybun stadionu Ernsta-Happela, trzeba wydać 310 euro plus ok. 30 euro kosztów wysyłki. To wielokrotnie więcej niż nominalna cena biletów - w zakończonej w kwietniu aukcji UEFA można je było kupić za 45 euro. Bilet na główną trybunę meczu Polska - Niemcy kosztował w UEFA 110 euro. Przebicie w internecie jest więc ponadsześciokrotne.

Euroteam nie jest jedyną firmą oferującą bilety po takich cenach. Wpisując w wyszukiwarce "tickets Euro 2008" , możemy znaleźć podobne zachęty m.in. ze strony Ticketcity.com , Worldticketshop.com czy Euroticketshop . Wszystkie portale przekonują, że są wiarygodne, bilety mają ze sprawdzonych źródeł. Do większość nie da się jednak zadzwonić, bo... jedyną formą kontaktu jest e-mail.

Co o takich portalach sądzi UEFA? - To czarny rynek. UEFA sprzeciwia się sprzedaży biletów po zawyżonych cenach i za wszelką cenę stara się z tym walczyć. Odradzamy kupowanie biletów w tych portalach, bo nie ma żadnej gwarancji, że są to dobre bilety i że trafią do nabywców - mówi nam Martin Kallen ze sztabu Euro 2008.

Zadzwoniliśmy też do Norwegii do firmy Euroteam (wyjątkowo podali numer telefonu). - Zgadza się, że UEFA traktuje nas jako czarny rynek. Nie podlegamy jednak jej prawom, bo mamy siedzibę w Norwegii. Działamy całkowicie legalnie, a nasze bilety pochodzą ze sprawdzonych źródeł - powiedział "Gazecie" David z Euroteamu. Nie chciał podać nazwiska.

Największą tajemnicą jest jednak, skąd pochodzą bilety w internecie. - Jesteśmy brokerem. Kupujemy je od różnych instytucji, zbieramy z rynku. Często bilet przechodzi przez trzech-czterech pośredników. Dlatego jego cena jest znacznie wyższa niż nominalna. Mamy wysokie koszty - wyjaśnia David.

- Jedyny legalny sposób nabycia biletu na Euro to zakup przez UEFA lub federację narodową - podkreśla jednak Martin Kallen. Problem w tym, że sprzedaż biletów przez UEFA już się skończyła w kwietniu. Sprzedaż przez PZPN ruszy prawdopodobnie w styczniu, wciąż nie są znane jej zasady, ale biletów dla zwykłych kibiców będzie bardzo mało. Na mecz z Niemcami PZPN dostanie ok. 6000 wejściówek, z czego 40-50 proc. odda sponsorom i działaczom. A szacuje się, że w komputerowym losowaniu pozostałej części udział weźmie nawet 200 tys. osób!

Nic więc dziwnego, że część fanów może skusić się na drogie bilety w internecie. - Nasza oferta jest pewna. Na trzy tygodnie przed meczem dostarczamy bilet - przekonuje David z Euroteamu. A co, jeśli okaże się, że wasze źródła zawiodą? Albo wszyscy się rozmyślą? - To wykluczone. Bilety będą na 100 proc. - odpowiada Norweg i zachęca do przeczytania regulaminu w internecie. - Jedyny sposób, by legalnie odsprzedać komuś bilet, to zrobić to po cenie nominalnej i powiadomić o tej transakcji UEFA. Trzeba przekazać dane osobowe nabywcy do nas - odpowiada Kallen.

Problem w tym, że praktyka ostatnich MŚ w Niemczech nie wystawia władzom piłkarskim najlepszego świadectwa. Wówczas też głośno było o walce FIFA i UEFA z czarnym rynkiem, ale handel w internecie - także na aukcjach - kwitł na potęgę. Ceny i tak zawyżano, bo bilet na mecz za 40 euro był np. dodatkiem to "pamiątkowego" kapsla od piwa za 160 euro.

Zresztą tajemniczy David z Euroteamu doskonale zdaje sobie sprawę ze słabości systemu UEFA. Na pytanie, co z weryfikacją danych nabywców przy wejściu na stadion, odparł: - Na mundialu w Niemczech też każdy miał być sprawdzany. I co? I nic, mógł wejść bez przeszkód. Teraz też tak będzie.

O tym, że UEFA przegrywa walkę z czarnym rynkiem, najlepiej świadczy to, że ani Martin Kallen, ani nikt w biurze prasowym UEFA nie potrafił nam odpowiedzieć na pytanie, z jakich źródeł pochodzą bilety w firmach internetowych ani jak realnie UEFA zamierza walczyć z ich dystrybucją.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.