Korona Kielce - Zagłębie Lubin 1:4

Ekstraklasa piłkarska. Zagłębie w wielkim stylu wypunktowało Koronę w Kielcach. Świetny mecz rozegrał młody Szymon Pawłowski, a dwie bramki, grając zaledwie kilkanaście minut, strzelił Dawid Plizga, który po kontuzji powraca do bardzo wysokiej formy

Korona od zawsze była drużyną, która "leży" Zagłębiu. Lubinianie jeszcze nigdy w lidze nie przegrali z zespołem z Kielc, a w sobotę potwierdzili, że w pojedynkach z Koroną spisują się rewelacyjnie. Mecze tych dwóch zespołów mają szczególne znaczenie - to właśnie Zagłębie było rywalem Korony, gdy rozgrywano pierwszy mecz na nowym stadionie w Kielcach. Później - w minionym sezonie - debiutował tam z Zagłębiem trener Czesław Michniewicz, a wiosną w meczu rewanżowym rozegranym w Lubinie wygrana Zagłębia przybliżyła nasz zespół do tytułu mistrzowskiego, a z rywalizacji o czołowe miejsca wyeliminowała kielczan. Teraz pojedynek miał również ogromne znaczenie dla lubińskiej drużyny, gdyż tylko wygrana pozwalała Zagłębiu realnie myśleć o włączeniu się do walki o czołowe miejsca w tabeli.

Do Kielc Zagłębie przyjechało bez Arboledy i Łobodzińskiego. Ten pierwszy po sporze z trenerem Ulatowskim nie znalazł się w kadrze zespołu na mecz. Wszystko wskazuje na to, że Kolumbijczyk nie ma już ochoty dalej grać w Lubinie i wkrótce pożegna się z klubem. Natomiast Łobodziński po dwóch meczach rozegranych w reprezentacji Polski dostał wolne, aby mógł odpocząć. Łobodzińskiego na prawej pomocy zastąpił młody Szymon Pawłowski i został jednym z bohaterów spotkania.

W tym sezonie do soboty Korona nie przegrała żadnego spotkania na swoim stadionie i straciła w tych meczach tylko dwie bramki. Początek spotkania zdawał się potwierdzać fakt, że na swoim stadionie kielczanie są bardzo groźni. Miejscowi zdominowali środek boiska, grali agresywnie, rzucili się na rywala, jakby chcieli już na początku przełamać ich kompleks i rozstrzygnąć losy meczu. Świetnie na prawej stronie grał Paweł Sasin, który z łatwością ogrywał Tiago Gomesa, kapitalne prostopadłe piłki słał Hermes. To właśnie po akcji Sasina w 13. minucie Korona objęła prowadzenie. Do Sasina efektowną piętą zagrał Edi, pomocnik Korony zwiódł obrońcę, podał do Brazylijczyka, a napastnik Korony nie dał szans bramkarzowi. - Zagranie Ediego było genialne - chwalił go na konferencji prasowej Rafał Ulatowski, trener Zagłębia.

Gospodarze mogli prowadzić 30 sekund wcześniej, ale Ptak w nieprawdopodobny sposób obronił strzał głową Marcina Kusia. Potem role się odwróciły. Korona starała się atakować, ale lubinianie wyprowadzali groźne kontry.

- Już od 20. minuty dominowaliśmy na boisku - przyznał później Maciej Iwański, pomocnik Zagłębia Lubin.

Pierwsze ostrzeżenie podopieczni Jacka Zielińskiego dostali tuż po strzelonym golu, ale Rui Miguel przestrzelił z pola karnego w dogodnej sytuacji. W 22. minucie pierwszy raz z dobrej strony pokazał się Pawłowski. Po świetnym zagraniu Iwańskiego Pawłowski znalazł się sam przed Mielcarzem, ale bramkarz świetnie interweniował.

Jednak w 33. minucie było już 1:1. Zagłębie wyprowadziło szybką kontrę - Michał Goliński prostopadle zagrał do Pawłowskiego, który po szybkim rajdzie spokojnie posłał piłkę obok wybiegającego z bramki Mielcarza.

- Obie sytuacje były łatwe. Pierwszą też powinienem wykorzystać, ale zabrakło mi szczęścia - przyznał po spotkaniu Pawłowski.

Tuż po przerwie Zagłębie objęło prowadzenie. Wówczas kapitalnym uderzeniem z 20 metrów z rzutu wolnego popisał się Iwański. Za utratę bramki piłkarze i trenerzy Korony mieli pretensje do sędziego Huberta Siejewicza.

- Nie faulowałem Rui Miguela. Wolnego absolutnie nie było. Sędzia po raz drugi z rzędu, wcześniej w meczu z Groclinem, ustawił mecz na naszą niekorzyść - tłumaczył się Marcin Drzymont, obrońca Kolportera Korony.

Inaczej widział tę sytuację Iwański. - Absolutnie to nie był decydujący moment meczu. Decydująca była nasza gra w całym meczu - podkreślał.

Od tego momentu mistrz Polski na niewiele pozwalał gospodarzom, którzy stworzyli zaledwie jedną dobrą okazję. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Zganiacza Robert Bednarek przymierzył z 15 metrów - centymetry obok słupka.

W końcówce trener Jacek Zieliński zaryzykował i za lewego obrońcę Bednarka wprowadził trzeciego napastnika Jakuba Zabłockiego. Zagrał trójką obrońców. Na ten ruch natychmiast świetnie taktycznie zareagował szkoleniowiec lubinian, który w miejsce już zmęczonego Pawłowskiego wprowadził szybkiego Dawida Plizgę. W tym fragmencie boiska nie było już lewego obrońcy Bednarka i Plizga w niecały kwadrans zdemolował rywali. Już przy pierwszym kontakcie z piłką ośmieszył Hernaniego, ale będąc sam przed Mielcarzem strzelił niecelnie.

W kolejnych dwóch sytuacjach Plizga już się nie pomylił. Po doskonałych podaniach najpierw Iwańskiego, a później Golińskiego Plizga dwa razy pewnie trafił do siatki, pieczętując wysoką wygraną swojej drużyny. Warto dodać, że w tym sezonie Plizga zagrał wcześniej w ekstraklasie tylko osiem minut. Jednak już kilka dni temu było widać, że wraca do wielkiej formy, gdyż w meczu Młodej Ekstraklasy przeciwko Wiśle Kraków strzelił cztery bramki w 24 minuty!

- Trener wpoił nam grę do końca, i to realizujemy. Dlaczego nie przegrywamy? Inaczej ustawił zespół i dzięki temu jesteśmy skuteczni - cieszył się Pawłowski.

Korona Kielce - Zagłębie Lubin 1:4 (1:1)

Bramki: 1:0 - Edi (13.), 1:1 - Pawłowski (33.), 1:2 - Iwański (47.), 1:3 - Plizga (81.), 1:4 - Plizga (88.)

Kolporter Korona: Mielcarz - Kuś, Hernani, Drzymont, Bednarek (75. Zabłocki) - Sasin, Zganiacz Ż , Hermes Ż CZ , Kaczmarek (64. Nowak) - Edi, Robak.

Zagłębie: Ptak - Bartczak, Stasiak, Sretanović Ż , Gomes Ż - Pawłowski (76. Plizga Ż ), Jackiewicz Ż , Goliński, Iwański, Rui Miguel Ż , - Chałbiński Ż.

Sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok). Widzów: 6693.

Zdaniem trenerów

Rafał Ulatowski, Zagłębie

Nie będę chyba odkrywczy, jeśli stwierdzę, że ten wynik to nasze marzenie. Graliśmy przeciwko zespołowi bardzo dobremu, który przez pierwszych 15 minut absolutnie zdominował nas na boisku, czego efektem była bramka strzelona przez Ediego. Wiedzieliśmy, jak Korona rozprowadza swoje sytuacje, wiedzieliśmy też, jak groźnym zawodnikiem jest Edi. Żałuję, że nie strzeliliśmy gola wyrównującego po fantastycznej kontrze. Gdyby ta bramka padła, to powiem nieskromnie, że powinno znaleźć się to jako przykład w podręczniku o piłce nożnej. Z takim zmysłem, szybkością, pomysłowością, zaangażowaniem i pasją moi piłkarze wyprowadzili tę kontrę. Bramka Maćka Iwańskiego na 2:1 przypomina mi spotkanie z Belgią. Wczułem się troszkę w rolę Beenhakkera, bo wiedziałem, że bramka strzelona tuż na początku drugiej połowy to coś fantastycznego dla piłkarzy. Ale dla trenera to piekło, bo przeciwnik ma jeszcze całą połowę, aby wyrównać. Wprowadzenie na boisko Dawida Plizgi okazało się strzałem w dziesiątkę. Przypomniała mi się pewna anegdotka. Gdy pracowałem w Islandii, miałem sporo wolnego czasu i grałem sobie w Championship Managera. Ilekroć wprowadzałem na boisko zawodnika, który chwilę później zdobywał bramkę, to pojawiał się taki napis: "magic by manager". Dzisiaj mogę powiedzieć, że to było moim marzeniem, by prowadzić zespół w lidze - żeby wygrać mecz, wprowadzając zawodnika po tak długiej kontuzji, jaką miał Plizga. Mamy plan do zrealizowania, by w najbliższych dwóch spotkaniach zdobyć sześć punktów. Wiem, że będzie jednak bardzo ciężko, choć w piłce nie ma rzeczy niemożliwych, zwłaszcza gdy gra się do przodu - tak jak my to robimy.

Jacek Zieliński, Korona

Gratuluję trenerowi Ulatowskiemu zwycięstwa. Posłodził sobie i swoim zawodnikom, ale wiadomo, że po zwycięskim meczu argumenty są po jego stronie. Ten wynik na pewno jednak nie odzwierciedla tego, co działo się na boisku. Z 30 minut dobrej gry trener zrobił 15. Myślę, że generalnie pierwsza połowa należała do nas. Zagłębie stać było na dwa bardzo dobre kontrataki. Przy jednej sytuacji uratował nas Mielcarz. Po drugiej, gdzie bardzo dobrze zachował się Pawłowski, nasz bramkarz nie dał już rady. Druga część to od początku po rzucie wolnym nasze problemy. Muszę podziękować chyba sędziemu Siejewiczowi za to, że ponownie rozdaje prezenty. Tak było w Grodzisku, tak było i teraz. Lubin ma zawodników, którzy potrafią wykorzystywać takie sytuacje - czy to Iwański, czy to Goliński. Wystrzegaliśmy się faulów w okolicach pola karnego. Niestety, nawet nie będąc faulowanymi, przeciwnicy mieli okazje do zdobycia bramki. Podziękowałem swoim zawodnikom za ambicję. Za to, że chcieli losy tego meczu odwrócić. W konsekwencji walki i zaangażowania drugą żółtą kartkę otrzymał Hermes i w dziesiątkę musieliśmy kończyć to spotkanie. Długo myśleć o tym meczu nie będziemy. Stratę, którą ponieśliśmy, będziemy chcieli odrobić w kolejnych.

not. wis

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.