Białostockie siatkarki przed startem ekstraklasy

Przed rokiem znane zawodniczki miały zapewnić medale, a ledwo utrzymały się w LSK. Latem panowała miłość do Brazylii, ale chwilę, bo trener i siatkarki z kraju kawy okazali się słabi. Skończyło się na skromnych transferach, a zespół znowu prowadzi Czesław Tobolski. Białostoczanki rozpoczynają w poniedziałek swój drugi sezon w ekstraklasie

Działacze Pronaru Zeto Astwy AZS Białystok popadają ze skrajności w skrajność. Kiedy przed rokiem zdołali wreszcie wykupić miejsce w Lidze Siatkówki Kobiet, rozmarzyli się o medalach i ściągnęli znane siatkarki z doświadczeniem reprezentacyjnym. Skończyło się kompromitacją, bo drużyna obroniła się przed spadkiem dopiero w barażach.

Wtedy włodarze zespołu znaleźli nowy pomysł na wzmocnienie siły. Zdecydowali się postawić na zaciąg z Brazylii, nie mając żadnego rozeznania w tamtejszym rynku. Trenerem został więc Osmar Pohl, który wcześniej prowadził co najwyżej zespoły akademickie. Przywiózł ze sobą do Białegostoku trzy rodaczki, które mogłyby się okazać jedynie uzupełnieniem zespołu występującego klasę rozgrywkową niżej. Całe szczęście, że białostoczanie szybko otrząsnęli się z miłości do Brazylii. We wrześniu ekipę powierzyli Czesławowi Tobolskiemu, którego rok wcześniej zwolnili w kompromitujących okolicznościach (w trakcie przygotowań do sezonu).

Zawirowania z trenerami, jak też przedłużony przez baraże poprzedni sezon, doprowadziły do tego, że białostoczanie zabrali się za robienie ostatnich transferów w momencie, kiedy siatkarski rynek był już strasznie "przebrany". Ponadto znane zawodniczki, które opuściły AZS (jak choćby Marta Pluta, Sylwia Pycia i Elżbieta Skowrońska) wpłynęły co najwyżej na pogorszenie opinii o tym, co dzieje się w klubie białostockim.

- Oczywiście indywidualności są potrzebne, ale siatkówka to gra zespołowa i liczy się dobrze rozumiejąca się zarówno na boisku, jak i poza nim drużyna. Tego nam brakowało w poprzednim sezonie - mówi prezes klubu Antoni Prokop. - Tworzyły się w zespole jakieś podzespoły, a jak się to wszystko skończyło, wszyscy dobrze wiemy. Teraz może wydawać się, że mamy słabszą drużynę, ale właśnie te siatkarki tworzą jeden bardzo dobrze zgrany zespół.

Transfery białostoczan wyglądają mizernie. Ilona Gierka grała ostatnio w II lidze. Agnieszka Niemczewska występowała w uniwersyteckiej drużynie w Stanach Zjednoczonych. Jedynie Białorusinka Tatiana Gordiejewa w tym gronie może uchodzić za wzmocnienie zespołu. Być może taką osobą okaże się też Katarzyna Zabadała, która w piątek wieczorem przyjechała do Białegostoku, lecz nie podpisała jeszcze kontraktu. Doświadczona 31-letnia zawodniczka w swej karierze m.in. występowała w Lidze Mistrzyń, ale było to dawno temu. Przed czterema laty w Skrze Warszawa (gdzie występowała wtedy m.in. obecna kapitan białostockiego zespołu Joanna Szeszko) miała możliwość rywalizować z najlepszymi zespołami w Europie. Ostatnie lata tułała się po II lidze, najpierw występowała jako libero w Węgrowie, a ostatnio w AZS-ie Warszawa.

- Kasia bardzo by się nam przydała, gdyż mamy tylko jedną libero Magdalenę Saad i w przypadku jakiejś kontuzji mielibyśmy ogromny problem - wyjaśnia trener Tobolski.

Zabadała mogłaby też zagrać na przyjęciu, gdzie białostoczanki miały poważy problem podczas spotkań Pucharu Polski.

- Mimo że Kasia ostatnio grała w II lidze, nic nie straciła ze swych umiejętności. Naprawdę jest w dobrej formie - ocenia Szeszko. - Myślę, że jej pozyskanie byłoby bardzo dobrym krokiem, zdobylibyśmy kolejną parę rąk do ciężkiej pracy.

Niezbyt liczna kadra to jeden z najpoważniejszych kłopotów zespołu. O ile podstawowy skład jest dość wyrównany, to trudno liczyć, że którakolwiek ze zmienniczek wejdzie na boisko i weźmie ciężar gry na siebie.

- Nie załamuje nas to, musimy sobie po prostu radzić z tym, co mamy - mówi szkoleniowiec. - Chciałbym jednak znacząco podkreślić, że ja wierzę w te dziewczyny, które mam. Jestem przekonany, że będą grały bardzo dobrą siatkówkę, a na ile to wszystko starczy, na które miejsce w tabeli, to się dopiero okaże. Dopiero z biegiem ligi wszystko się wyklaruje.

Najprawdopodobniej białostoczanki ponownie będą walczyć o utrzymanie. Medale między sobą rozstrzygną bowiem ekipy z Kalisza, Piły, Bielska-Białej, Muszyny oraz Bydgoszczy. Natomiast nasze zawodniczki powinny nawiązać rywalizację z drużynami z Poznania, Gdańska, Mielca i Dąbrowy Górniczej o bezpieczne utrzymanie w lidze, czyli zajęcie najgorzej ósmej pozycji w tabeli.

- Nie mogę nic obiecywać i na pewno nie założę, że naszym celem jest ósma pozycja. Tak myślano w poprzednim sezonie i skończyło się barażami - mówi Tobolski. - W rozmowach z dziewczynami nie mogę się asekurować, że zadowoli mnie ósma pozycja, bo tak nie jest. Chociaż na pewno początek sezonu nie będzie dla nas łatwy, gdyż mieliśmy zdecydowanie mniej czasu od innych zespołów na odpowiednie przygotowanie.

- Celem jest środek tabeli i jestem przekonany, że zespół jest w stanie to zrealizować - podsumowuje prezes Prokop.

Pierwszy sprawdzian białostoczanek nastąpi w poniedziałek, kiedy zainaugurują rozgrywki ekstraklasy. Na wyjeździe zmierzą się z ekipą z Piły, od lat będącą w krajowej czołówce.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.