Łukasz Piszczek dla Sport.pl: Nie wracam do polskiej ligi!

Zimę przepracuję solidnie z Herthą i będę tu grał dalej - mówi wysłannikowi Sport.pl po meczu Hertha - Hannover 96 (1:0) polski napastnik Łukasz Piszczek.

Mariusz Rabenda: Po raz pierwszy od trzech miesięcy zagrałeś w podstawowej jedenastce i to prawie do końca meczu. 84 min. to twój życiowy rekord.

Łukasz Piszczek: Myślę, że mógłbym zostać dłużej na placu, ale zabolała mnie pachwina i sam prosiłem o zmianę.

Co sprawiło, że wróciłeś do pierwszej jedenastki?

- Dobrze prezentuję się ostatnio na treningach. Wiem, że trener szukał dla mnie pozycji na boisku i zdecydował się na prawą pomoc. Grało mi się tam nawet nieźle. Zobaczymy jak będzie dalej.

Dziura w pomocy Herthy powstała po kontuzji Lucio. Co będzie jak on wróci?

- Lucio gra na lewej pomocy. Ja grałem dziś na prawej.

Głównie, bo bywały momenty, że zamieniliście się stronami z Patrickiem Ebertem.

- Taka jest nowoczesna piłka, że trzeba się zmieniać stronami podczas meczu, by zaskoczyć rywali. Nie rozpatruję swego powrotu do składu w kontekście kontuzji Lucio. Jak wróci do składu, to możemy grać wspólnie - nic nie stoi na przeszkodzie.

W sumie wróciłeś do pierwszej jedenastki w przegranym meczu Pucharu Niemiec przeciwko amatorom z Wuppertalu. Jak oceniasz tamto spotkanie w swoim wykonaniu?

- W pierwszej połowie grało mi się nieźle, ale tuż przed przerwą dostałem trochę po nogach i potem nie mogłem się odnaleźć na boisku. Najważniejsze dla mnie było to, że poczułem w końcu trochę gry. Chcę jak najwięcej grać, a wtedy z meczu na mecz - jestem przekonany - będzie lepiej.

Dziś twoim "plastrem" był Michael Tarnat. To jedna z legend Bundesligi. Jak się gra przeciwko tak doświadczonemu obrońcy?

- Trochę mi dał się we znaki. Szczególnie w drugiej części pokopał mnie.

Ta boląca pachwina to jego zasługa?

- Nie - raczej przypadek. W sumie nie ma dla mnie różnicy, przeciwko komu gram. Staram się wypaść jak najlepiej, a jak nazywa się obrońca, którego mam przed sobą, to sprawa drugorzędna.

Jednak miło pewnie pomyśleć, że takim graczem zakręciłeś jak juniorem w 81 min.

- To jest odpowiedź na pytanie, czy ma znaczenie nazwisko zawodnika, przeciwko któremu się gra. Jak widać nawet Tarnata można ogrywać.

W 30. min. miałeś doskonałą sytuację strzelecką i spudłowałeś.

- Dostałem idealne podanie od Gilberto. Odchyliłem się za mocno i strzeliłem Panu Bogu w okno. Powinienem bardziej przycisnąć piłkę wtedy strzał byłby skuteczniejszy. Na śliskim boisku jednak nie łatwo o kontrolę uderzenia.

Za to w 80. min. miałeś nieuznaną asystę przy golu. Kibice gwizdali, że spalonego nie było.

- Wydaje mi się, że chyba jednak był. Lima był minimalnie, ale jednak przed obrońcami, gdy podawałem.

W polskich mediach pojawiła się informacja, że zimą wrócisz do Orange Ekstraklasy. Ile w tym prawdy?

- Na razie to ja wracam do składu Herthy i tematu powrotu do ligi polskiej nie ma. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach, które pozostały do końca rundy dostanę następne szanse gry. Zimę przepracuję solidnie z Herthą i będę tu grał dalej. Chcę przynajmniej wypełnić tu swój kontrakt, który mam podpisany do 2009 roku.

Twój menedżer ponoć rozmawia z kilkoma klubami w Polsce. M.in. Wisłą Kraków czy Zagłębiem.

- Może tak. Ja jednak skupiam się na tym co się dzieje w Berlinie i nic innego mnie nie interesuje.

A kiedy wracasz do kadry? Stajesz się jednym z niewielu reprezentacyjnych napastników, którzy grają w swoich ligach.

- Tak, tyle że na pomocy, a nie w ataku. Cieszę się, że trener Leo Beenhakker wpisał mnie choć na listę rezerwową. Zrobił to w czasie, gdy nie grałem w klubie. To znaczy, że o mnie pamięta. Mam nadzieję, że dzięki dobrym występom w Bundeslidze znów dostanę szansę gry w reprezentacji. Nie ważne czy w ataku, czy pomocy. W każdym razie będę ciężko pracował, by zasłużyć na powrót do kadry.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.