Mecz z Olimpią meczem powrotów

Szczypiorniści Wisły rozgromili Olimpię w Piekarach 38:24 (19:11). Był to szczególnie ważny mecz dla trzech nafciarzy: Artura Niedzielskiego, Zbigniewa Kwiatkowskiego i nade wszystko Sebastiana Rumniaka.

Pierwszy wracał po urazie, jakiego nabawił się w pojedynku pucharowym ze Steauą Bukareszt. Drugi pomimo doskonałych warunków fizycznych i regularnych powołań do kadry szansę grania w lidze dostaje sporadycznie. A Rumniak to najbardziej oczekiwany zawodnik ostatnich miesięcy. Jego brak był odczuwalny właściwie od chwili, gdy nabawił się w finałach play-off poważnego urazu prawej ręki, bo Wisła została bez leworęcznego rozgrywającego. Dziury tej nie udało się załatać. - Dlatego cieszę się, że w końcu udało mi się wrócić na parkiet - mówi Sebastian Rumniak. - Sam mecz w moim wykonaniu nie był porywający, zresztą chyba nikt się tego po mnie nie spodziewał. Ponad pół roku przerwy zrobiło swoje. Teraz już wierzę, że w każdym meczu, o ile tylko będę grał, będzie coraz lepiej.

W Piekarach najszczęśliwsza dla młodego rozgrywającego była 26. min, kiedy rzucił swoją jedyną bramkę na 16:10 dla Wisły. - Okazji co prawda miałem więcej, ale cieszę się z tej jednej bramki. Po prostu brakuje mi ogrania, bo sparingi, treningi, gierki, to nie to samo co mecz ligowy - dodał Rumniak.

Zadowolony z powrotu był też Artur Niedzielski, który z sześcioma bramkami został jednym z najskuteczniejszych graczy meczu. - Bo dobrze się z nimi grało - zaznaczył lewoskrzydłowy. - Bardzo się osłabili w porównaniu z tamtym sezonem. I choć waleczności nie można graczom Olimpii odmówić, to nasza dobra obrona i kontry pozwoliły odskoczyć od nich. Potem właściwie nic się nie działo. Taki mecz bez historii.

Bo Olimpię na w miarę wyrównaną walkę stać było tylko do siódmej min, kiedy Mateusz Płaczek wyprowadził gospodarzy na prowadzenie 5:4. Potem na parkiecie już niepodzielnie rządzili nafciarze. - Co prawda nie poddali się bez bicia, ale generalnie to był słaby przeciwnik - ocenił Zbigniew Kwiatkowski, który pojawił się w wyjściowej siódemce. - Ja wychodziłem do obrony, później dostałem też szansę w ataku. Co można powiedzieć najkrócej o meczu? Były momenty twardej walki, ale czystej. Sędziowie nie mieli za co dawać karnych i kar. Takie fajne, przyjemne i wysokie zwycięstwo.

W sumie na parkiecie Kwiatkowski przebywał kilkadziesiąt minut i nie dostał ani jednej dwójki. - Ja już po ostatnim meczu z Vive się nauczyłem. Teraz gram... mądrzej. Agresywnie, ale myślę. Wiem, kiedy "przyłożyć", a kiedy nie. Unikam grania na twarz. W piłce ręcznej trzeba się bić, a ja staram się to robić z głową. A że byłem tak często karany? Jestem bardziej zauważalny, bo wchodzę właściwie tylko do obrony. Na takich zawodników sędziowie zwracają szczególną uwagę. W Piekarach wyszło mi chyba wszystko, a przede wszystkim udało się zachować spokój - cieszy się Kwiatkowski.

Olimpia Piekary Śląskie - Wisła Płock 24:38 (11:19)

Olimpia: Kruk, Szenkel, Sadyś - Glasner 1, Smolin 3, Ficulak, Chojniak, Kowalski 5, Pakuła 1, Rosół 2, Wicik, Stodtko 6, Płaczek 3, Kempys 3 (1);

Wisła: Wichary, Witkowski - Kwiatkowski 2, Niedzielski 6, Nat 6, Pronin 2, Paluch 7 (3), Wuszter 2, Zołoteńko 4, Twardo 3, Radojević, Rumniak 1, Malesa 4, Jedrzejewski 1.

Kary: Olimpia - 8 min; Wisła - 6 min.

Sędziowali Grzegorz Budziosz (Wozica) i Tomasz Olesiński (Kielce).

Widzów 200.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.