Beata Krupska-Tyszkiewicz: AZS nas dopieszcza

Beata Krupska-Tyszkiewicz wróciła do Poznania - czy poprowadzi Ineę-AZS do medalu? Dziś pierwszy mecz - o godz. 18 w Arenie z Lotosem Gdynia

Andrzej Grupa: Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Pani przyjechała grać w Poznaniu już po raz trzeci...

Beata Krupska-Tyszkiewicz: - Nie zgadzam się z tym. Czuję się bowiem tak, jakbym nie wyjeżdżała z Poznania. Wielokrotnie podkreślałam, że tu spędziłam najpiękniejsze lata mojego życia. Ciągle są tu wspaniali ludzie, osoby, które chcą, by była bardzo dobra koszykówka. Obecnie w AZS wszystkie dziewczyny są "dopieszczane", mamy odpowiednie warunki do treningów. No i dużo trenerów, każdy może więc poświęcać czas zawodniczkom. To zaprocentuje.

Teraz wraca Pani po okresie występów w Pabianicach. Warto było odchodzić z AZS dwa lata temu?

- W pierwszym sezonie mieliśmy bardzo ciekawy zespół i zdobyłyśmy brązowy medal. W drugim wiele się zmieniło, zostało nas mało i to był jeden wielki niewypał. Organizacyjnie wszystko się pogmatwało, więc niezbyt mile wspominam ten okres.

Czy nie jest tak, że Pani przychodzi i znów musi się wkręcać do tego zespołu, poznawać jego tajemnice?

- Zawsze jakieś przejście to coś innego, ale z dziewczynami znamy się na tyle, że będziemy starały się tę znajomość i doświadczenie wykorzystać. Przecież grałam tu z Moniką Siborą, Asią Jarkowską, Redą Aleliunaite, Moniką Ciecierską, Anią Pamułą. No i pamiętam, jak mała Weronisia Idczak przyszła pierwszy raz na treningi - od razu stała się moją ulubienicą.

W Inei zastąpi Pani Natalię Waligórską i już w pierwszym meczu staniecie przeciwko sobie.

- Natalia jest bardzo dobrą rozgrywającą, ale myślę że zrobiła błąd, odchodząc do Lotosu. Ja podjęłam decyzję o przyjściu do Inei, gdy ona już była w Gdyni.

Myśli Pani o osiedleniu się w Poznaniu na stałe?

- Czujemy się jako rodzina dobrze w Poznaniu. Teraz inaczej postrzegam to miasto. Córeczka Julia też chce być koszykarką, trenuje teraz w MUKS, wcześniej prowadziła ją pani Iwonka Jabłońska, którą pokochała serdecznie. Moje dziecko jest zadowolone i zawsze o każdej porze, jak mówiliśmy, że możemy wrócić do Poznania, to ona była gotowa. Na razie nie myślę o wyjeździe stąd.

Kiedyś przyjaźniła się Pani ze swoją koleżanką z Olimpii Małgorzatą Dydek, teraz w Inei pracuje jej starsza siostra Katarzyna...

- Zbiera się tamta stara ekipa. Ostatnio mówiłam do naszego masażysty z czasów wielkiej Olimpii: Tomek, nie wracasz, bo stara ekipa się zjeżdża? (śmiech) Najpierw trafiłyśmy tu razem z Kasią po maturze, miałyśmy po 19 lat. Później dołączyła Gosia. To były wspaniałe czasy. Teraz Kasia jest w innej roli. Ja przyszłam jeszcze w roli koszykarki i chcę pomóc temu zespołowi.

Tylko Pani i Reda Aleliunaite-Jankowska pamiętacie jako zawodniczki mecze derbowe. Gdy Pani grała w Olimpii, rywalizowałyście nie tylko z AZS, ale i z Lechem. Teraz, po 11 latach, znów w Poznaniu odbędą się derby.

- Fajnie, bo takich meczów brakuje, zwłaszcza tych emocji derbowych.

Teraz rywalem będzie MUKS - złożony głównie z młodych koszykarek, znacznie biedniejszy od Inei. Presja wyniku pewnie będzie spora.

- MUKS to nowicjusz, ale wielki ukłon dla trenerów tej drużyny za wychowanie wielu zdolnych i obiecujących dziewczyn. Teraz się wzmocnili, ale takie podgrzewanie atmosfery przed meczami jest czasami niepotrzebne. Na pewno obie drużyny będą chciały wygrać, ale jeszcze daleko do tego meczu.

Przyjechała Pani do Poznania i usłyszała od szefów klubu: "Podpisujemy kontrakt, ale liczymy, że Pani pociągnie zespół do medalu"?

- Nie, już wcześniej o pewnych sprawach rozmawialiśmy, a ja miałam też inne propozycje. Myślimy o włączeniu się do walki o medale, choć Lotos i Wisła są raczej poza zasięgiem - patrząc oczywiście na cały sezon. Akurat we wtorek wszystko będzie możliwe, Lotos zagra po raz pierwszy, zawodniczki nie są ze sobą zgrane. A my z utęsknieniem czekamy na ten mecz.

To pytanie w końcu trzeba zadać. W trakcie sezonu skończy Pani 38 lat. Choć mówi się "żelazna Beata", to czy jednak myśli Pani o końcu kariery?

- Byłabym szalona, gdybym nie myślała. W życiu każdego człowieka czy sportowca przychodzi w pewnym momencie ten koniec. Ja na pewno też powolutku myślę o tym, ale ten ostatni sezon w Pabianicach mnie rozdrażnił. Jestem osobą ambitną, lubię sobie wysoko postawić poprzeczkę i nie chciałabym kończyć kariery na miejscu poniżej poziomu przyzwoitości, a tak się zdarzyło w Pabianicach. Liczyłam, że ten drugi sezon też będzie medalowy i może wtedy zaczęłabym się wycofywać. Ale mimo wieku wciąż uwielbiam koszykówkę, lubię trenować, sprawia mi to radość. A jak jeszcze mogę pomóc, to mnie to napędza. Nie wiem, ile jeszcze to potrwa, ale powolutku zbliża się ten moment. A mogę odpowiedzieć jak Shaquillle O'Neal? "Nie wiem, będę grał dwa, trzy, pięć lat. Sam nie znam odpowiedzi".

A to przyzwoite miejsce w przypadku Inei to...

- Pięknie by było, gdyby był medal. Odpowiem trochę asekuracyjnie: oczekiwania prezesów są takie, żeby nie zejść poniżej piątego miejsca. Na pewno będziemy walczyły o medale, ale zobaczymy, co będzie po pierwszych meczach i przede wszystkim - po play-offach.

Copyright © Agora SA