Beata Krupska-Tyszkiewicz: - Nie zgadzam się z tym. Czuję się bowiem tak, jakbym nie wyjeżdżała z Poznania. Wielokrotnie podkreślałam, że tu spędziłam najpiękniejsze lata mojego życia. Ciągle są tu wspaniali ludzie, osoby, które chcą, by była bardzo dobra koszykówka. Obecnie w AZS wszystkie dziewczyny są "dopieszczane", mamy odpowiednie warunki do treningów. No i dużo trenerów, każdy może więc poświęcać czas zawodniczkom. To zaprocentuje.
- W pierwszym sezonie mieliśmy bardzo ciekawy zespół i zdobyłyśmy brązowy medal. W drugim wiele się zmieniło, zostało nas mało i to był jeden wielki niewypał. Organizacyjnie wszystko się pogmatwało, więc niezbyt mile wspominam ten okres.
- Zawsze jakieś przejście to coś innego, ale z dziewczynami znamy się na tyle, że będziemy starały się tę znajomość i doświadczenie wykorzystać. Przecież grałam tu z Moniką Siborą, Asią Jarkowską, Redą Aleliunaite, Moniką Ciecierską, Anią Pamułą. No i pamiętam, jak mała Weronisia Idczak przyszła pierwszy raz na treningi - od razu stała się moją ulubienicą.
- Natalia jest bardzo dobrą rozgrywającą, ale myślę że zrobiła błąd, odchodząc do Lotosu. Ja podjęłam decyzję o przyjściu do Inei, gdy ona już była w Gdyni.
- Czujemy się jako rodzina dobrze w Poznaniu. Teraz inaczej postrzegam to miasto. Córeczka Julia też chce być koszykarką, trenuje teraz w MUKS, wcześniej prowadziła ją pani Iwonka Jabłońska, którą pokochała serdecznie. Moje dziecko jest zadowolone i zawsze o każdej porze, jak mówiliśmy, że możemy wrócić do Poznania, to ona była gotowa. Na razie nie myślę o wyjeździe stąd.
- Zbiera się tamta stara ekipa. Ostatnio mówiłam do naszego masażysty z czasów wielkiej Olimpii: Tomek, nie wracasz, bo stara ekipa się zjeżdża? (śmiech) Najpierw trafiłyśmy tu razem z Kasią po maturze, miałyśmy po 19 lat. Później dołączyła Gosia. To były wspaniałe czasy. Teraz Kasia jest w innej roli. Ja przyszłam jeszcze w roli koszykarki i chcę pomóc temu zespołowi.
- Fajnie, bo takich meczów brakuje, zwłaszcza tych emocji derbowych.
- MUKS to nowicjusz, ale wielki ukłon dla trenerów tej drużyny za wychowanie wielu zdolnych i obiecujących dziewczyn. Teraz się wzmocnili, ale takie podgrzewanie atmosfery przed meczami jest czasami niepotrzebne. Na pewno obie drużyny będą chciały wygrać, ale jeszcze daleko do tego meczu.
- Nie, już wcześniej o pewnych sprawach rozmawialiśmy, a ja miałam też inne propozycje. Myślimy o włączeniu się do walki o medale, choć Lotos i Wisła są raczej poza zasięgiem - patrząc oczywiście na cały sezon. Akurat we wtorek wszystko będzie możliwe, Lotos zagra po raz pierwszy, zawodniczki nie są ze sobą zgrane. A my z utęsknieniem czekamy na ten mecz.
- Byłabym szalona, gdybym nie myślała. W życiu każdego człowieka czy sportowca przychodzi w pewnym momencie ten koniec. Ja na pewno też powolutku myślę o tym, ale ten ostatni sezon w Pabianicach mnie rozdrażnił. Jestem osobą ambitną, lubię sobie wysoko postawić poprzeczkę i nie chciałabym kończyć kariery na miejscu poniżej poziomu przyzwoitości, a tak się zdarzyło w Pabianicach. Liczyłam, że ten drugi sezon też będzie medalowy i może wtedy zaczęłabym się wycofywać. Ale mimo wieku wciąż uwielbiam koszykówkę, lubię trenować, sprawia mi to radość. A jak jeszcze mogę pomóc, to mnie to napędza. Nie wiem, ile jeszcze to potrwa, ale powolutku zbliża się ten moment. A mogę odpowiedzieć jak Shaquillle O'Neal? "Nie wiem, będę grał dwa, trzy, pięć lat. Sam nie znam odpowiedzi".
- Pięknie by było, gdyby był medal. Odpowiem trochę asekuracyjnie: oczekiwania prezesów są takie, żeby nie zejść poniżej piątego miejsca. Na pewno będziemy walczyły o medale, ale zobaczymy, co będzie po pierwszych meczach i przede wszystkim - po play-offach.