Ryszard Bosek: Nie tylko rozkojarzenie

- Wygląda na to, że nasi zawodnicy wystrzelali się w Bełchatowie, być może nabrali pewności, że wszystko już potrafią - mówi po zaskakującej porażce z Dectą Bydgoszcz dyrektor sportowy AZS-u Ryszard Bosek

Tadeusz Iwanicki: AZS przegrał ostatnio 2:3 ze Skrą Bełchatów i w takim samym stosunku z Delectą Bydgosz, która do soboty miała jedynie dwa punkty na koncie. Jak Pan to wytłumaczy?

Ryszard Bosek: Wiem, że Bydgoszczy nie traktuje się poważnie, ale ja przypomnę, że ta drużyna przegrała wyraźnie tylko mecz z Olsztynem. Prowadziła z Jastrzębskim Węglem, podobnie z Resovią Rzeszów. To jest całkiem niezły zespół, z którym powinniśmy sobie jednak poradzić. AZS zagrał jednak słabiej niż można się było spodziewać. Wygląda na to, że nasi zawodnicy wystrzelali się w Bełchatowie, być może nabrali pewności, że wszystko potrafią.

Mogło więc być tak, że trochę zlekceważyli rywala?

- Podświadomie być może, chociaż trener Panas upominał wszystkich, że zespół z Bydgoszczy może być groźny. Jakieś rozkojarzenie mogło jednak mieć swoje znaczenie. Zwrócę uwagę jeszcze na jedno. Drużyna, grając mecze w Częstochowie, odczuwa chyba zbyt dużą odpowiedzialność za wynik. Dla mnie to niezrozumiałe, bo własna hala i kibice powinny pomagać. Krótko jestem w klubie, ale z obserwacji wiem, że coś tutaj jest nie tak. Tak było w ubiegłym sezonie i teraz jest podobnie. Przegraliśmy w sobotę z Delectą, a przypomnę, że z Jadarem Radom też walczyliśmy o przetrwanie.

Zaskoczyła Pana znakomita gra atakującego Delecty Krzysztofa Janczaka?

- Znam tego zawodnika i wiem na co go stać. W sobotę brał na siebie odpowiedzialność w najtrudniejszych momentach. On tak ma, że jak mu się włączy gra, to gra i trzeba go umieć zatrzymać. Przeciwko Jastrzębskiemu Węglowi bezbłędnie atakował do połowy czwartego seta i Delecta przegrała 2:3. Janczak był w sobotę najlepszy wśród rywali, ale dobrze grał cały zespół. Trochę mu na to pozwoliliśmy. Nie siedziała nam zagrywka, goście dokładnie przyjmowali i kończyli akcje w ataku.

W drużynie Wkręt-Metu wyraźnie brakowało takiego zawodnika jak Janczak.

- Zgadza się. Nie było takiego zawodnika, który pociągnie zespół. Nie potrafiliśmy wykorzystać tych graczy, którzy byli w trochę lepszej dyspozycji. Co rusz ktoś popełniał błąd. Myślę, że trener i zawodnicy wyciągną wnioski z tej porażki.

Jak Pan myśli, który AZS zobaczymy w pucharowych meczach z Evivo Duren, ten z Bełchatowa, czy ze spotkania z Delectą?

- Ja bym wolał żeby ten z Bełchatowa. Pierwszy mecz gramy na wyjeździe, więc w myśl tego, co powiedziałem, drużynie powinno być łatwiej. Na pewno nie zlekceważymy tego rywala. Przejście Niemców to dla nas sprawa prestiżu. Potem wejdziemy na wysoki poziom. Rosjanie, z którymi mielibyśmy grać w następnej rundzie, to już najwyższa półka.

Jak Pan oceni formę jaką w pierwszych meczach sezonu zaprezentowali Amerykanie Billings i Eatherton? Pierwszy dobrze zagrał w Bełchatowie, ale w meczu z Delectą niczego nie pokazał. Drugi w obu spotkaniach spisał się kiepsko.

- Na moje oko za długo byli na wakacjach i potrzebują więcej czasu na wejście w sezon. Ja przygotowanie Eathertona oceniam wyżej niż Billingsa. Obaj mają jednak dość duże zaległości i muszą je szybko nadgonić, bo są potrzebni drużynie.

Tyle tylko że, gdy zbudują formę, będą musieli wyjechać na zgrupowanie kadry USA przed Pucharem Świata.

- Z trenerem reprezentacji USA ustaliliśmy, że wyjadą po meczu z Olsztynem (odbędzie się w piątek 2 listopada). Jeżeli nie zakwalifikują się składu, wrócą do nas wcześniej. Myślę, że sytuacja sprzed sezonu się nie powtórzy.

Rozmawiał Tadeusz Iwanicki.

aw 15.10

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.