Katarzyna Baranowska: Praca wre. Od dwóch tygodni jesteśmy na zgrupowaniu w Ostrowcu, za tydzień wylatujemy do Hiszpanii na kolejne zgrupowanie. Trening na wysokościach ma to do siebie, że nie można podejść do niego z marszu. Trzeba być do niego porządnie przygotowanym, dlatego ten tydzień będzie na pewno dla nas bardzo ciężki. Przed wyjazdem pewnie wrócimy do Szczecina, ale tylko po to, żeby się przepakować.
- To były dopiero pierwsze zawody, więc... nie było tak źle. Mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie słaba technika. Tutaj drzemią jeszcze spore rezerwy i czeka mnie sporo pracy. Potrzeba do tego dużo samozaparcia. Na treningach coraz częściej zwracamy na to uwagę i powinno być lepiej.
- Stoimy u progu ważnego sezonu, a najważniejszy ma być start w Pekinie. Na razie koncentruję się na sezonie zimowym. Będzie w nim kilka ważnych imprez - Mistrzostwa Polski, Europy, trzeba będzie uzyskać kwalifikację na igrzyska. Teoretycznie nie powinno być z tym problemów, ale w sporcie nigdy nic nie wiadomo. Ja dobrze czuję się na krótkim basenie, więc chciałbym wystartować na kwietniowych MŚ w Manchesterze. Decyzja, czy tam pojedziemy, zależy od programu szkolenia.
- Raz już daliśmy radę i teraz chcemy to powtórzyć. Nie da się ukryć, że będzie ciężko. Sam ośrodek przypomina nieco laboratorium i raczej nie jest przyjemny dla oka. Cieszy się ogromnym powodzeniem, trenerowi trudno było nawet zarezerwować miejsca. To tylko świadczy o tym, że treningi w wysokich górach robią furorę, nie tylko wśród pływaków. Ja jestem zadowolona z efektu tych treningów. Podczas samych zajęć jest trudno, gorzej się oddycha, ale warto się trochę pomęczyć, bo po zejściu na niziny różnica jest kolosalna.