Rozmowa z Andrzejem Niemczykiem
Artur Kucharski: Znalazł Pan czas, aby przyjechać do Częstochowy i spotkać się z zawodnikami akademii im. Arkadiusza Gołasia i ich rodzicami. Co Pana do tego skłoniło?
Andrzej Niemczyk: Piszę książkę elektroniczną o szkoleniu młodzieży. Przyjechałem zobaczyć warunki, w jakich mają trenować zawodnicy akademii. Ale pewne sprawy mnie zaskoczyły. Zamiast szkolić się w nowoczesnych halach, przyszło im trenować w ciasnej salce [Niemczyk mówi o SP nr 50, gdzie oglądał trening - przyp. red.]. To, co zawarłem w mojej książce, staje się nierealne do wykonania. Teoria gryzie się z praktyką. Wiem od Małgorzaty Herman, że akademia ma problemy z salami, ale nie myślałem, że aż tak duże. Jeżdżę po małych gminach i tam są piękne, nowoczesne hale, a w Częstochowie z bogatymi tradycjami siatkarskimi są z tym problemy. Bynajmniej ci chłopcy nie mają gdzie trenować. Jeśli to się nie zmieni, to miano akademii może być zbyt szumne.
Zdradzi Pan coś na temat szkolenia ze swojego podręcznika?
- Każdy z trenujących musi mieć swoją piłkę i to tę najlepszą, a nie jakiegoś kartofla. Kontakt z nią musi być cały czas. Nawet w domu czy na podwórku trzeba odbijać. Po 100, 1000 czy 10000 odbiciu nabierze się już pewnej wprawy. Na początku dzieci 9-, 10-letnie powinny grać w minisiatkówkę. Nie po sześciu na boisku, bo wtedy kontakt z piłką mają co dwie, trzy akcję. Muszą grać w dwójkach czy trójkach. Wtedy cały czas są w grze. W moim programie jest też nacisk na to, aby najmłodsi od razu za dużo nie skakali, bo później mogą mieć problemy ze stawami skokowymi. Adepci muszą mieć sporo ruchu, aby skorygować i wykształcić u siebie pewne nawyki. Mogą oczywiście grać na niskiej siatce.
Ile ośrodków będzie miała akademia im. Gołasia?
- Jest kilka miast, które chcą się zaangażować w szkolenie z prawdziwego zdarzenia. Są to Częstochowa, Kielce, Łódź, Szczecin, Wrocław. Są też chętni trenerzy i to osoby z osiągnięciami. I nie tylko od siatkówki. Mamy instruktorów od aerobiku, pływania. Zajęcia muszą być urozmaicone.
Mówił Pan o międzynarodowych kontaktach.
- Takie kontakty mam i już dziś moglibyśmy wysłać chłopców z Częstochowy na międzynarodowe turnieje. Ale potem trzeba przyjąć gości z rewizytą. I musieliby się wstydzić. We Włoszech, Holandii trochę inaczej to wygląda. Nadal jesteśmy w tyle.
Mam Pan jakieś pomysły?
- Pomysły są. W siatkówce jestem od 40 lat i nic się nie zmienia poza pojedynczymi przypadkami. Nadal są te same małe, ciasne sale. Chcę coś zmienić i dlatego zamierzam wystartować w wyborach. Zamierzam dostać się do sejmowej komisji sportu.
Rozmawiał Artur Kucharski